czwartek, 21 kwietnia 2016


Oh, oh, oh.
co za tłok
w mojej głowie
istne zło
w lesie
idę
sobie z Idą
ona jedna
lubi mnie
i to szczerze
nie jest złe




Nawet Muchomor, na którym stał
Był cały w piegach, 
AHHHHH,
Co za Złyżart!



"Zapasy"
Piotr Tegnerowicz

To byliśmy my
dwa brylanty w cudnym gównie
wyprani już z losu
w najlepszym proszku-
chemii z Niemiec na przecenie
wiezionej w kilogramach
los za losem i pokolenie za pokoleniem
pokalane poczęcie i niepokonany skrzek
na powierzchni mętnej wody
nieutulony śmiech w głębi ciężarówek
prących daleko- z biedy do raju tajemnic
do niewylizanych ścieżek myśli
do krainy moczem i spermą płynącej
unoszeni na wielkim bożym chuju nad przepaścią
biłby nas po twarzy, oh biłby aż by zabił

ale w całym tym okrucieństwie postoju na granicy stanów
była też myśl o prawdzie
włócznia słodko rażąca w bok wychodziła zeń
z gwizdem pogardliwej pochwały:
żyjcie dzieci! 


Grzybowe lowe
Grzybowe lowe
Wiszące sobie
I powiewające
Wszyscy się paczą
Dookoła skaczą
Wyją i mdleją
Do nieba ryje bierom
...
Ale naprawdę
To zawsze był Sam
A Ona choć Jej był
To nie był Jej wcale
Sam jak ten palec
Palec grzebalec.
Grzybowe lowe
Grzybowe lowe.




Piotrusiu, Nefrycie, co lubisz grać na flecie
Choć kłótnie między nami do krwi doprowadzają
Do blokad na fejsbuku 
I do nienawistnych pomruków
To musisz wiedzieć, że
Ja bardzo Kocham Cię!




Helenko, Perełko, 
Co masz oczy jak dwa stawy
Mam do Ciebie pytanie, odpowiedź wymaga wprawy:
Czy bolało?- kiedy spadłaś z nieba wprost w jeżyckie, nowoczesne czasy?
 



Piotr Tegnerowicz

-Drogi milordzie
z nami w akordzie
najlepiej brzmi cherub
imieniem Belzebub!

-Droga milady
diabły nie wejdą
w nasz święty duet.
Kocham cię czule,
ty kochasz mnie.
I gdzie tu grzech?



Moi Rodzice są całkiem szaleni
Heniek i Grażka, dwoje pomyleni
Nie wiem skąd są, ale nie są z Ziemi
Wkurzają mnie mocno i to się nie odmieni
Dużo do mnie dzwonią i wciąż wypytują,
czy jestem w pracy, czy zarabiam na swój dom?
I choć kłamię jak najęta, a oni o tym wiedzą
To jakoś się lubimy i tolerujemy.




Przepraszam, że mnie nie było
I że już mnie nie będzie
A czemu to tak ma być, że nie bycie dla nas w modzie i w zwyczaju naszym będzie?
Bo Ciebie już nie ma.
Odpadłeś, odszedłeś, świat w locie rzuciłeś
Wcale nas do tego nie przyzwyczaiłeś
Zbyt kruchy niby byłeś
Zbyt dużo paliłeś
Ja też wiele palę
A nadal jednak jestem
Lubię być i palić, no ale Ty też lubiłeś
Chociaż do bywania w końcu sympatię straciłeś
Zmęczyłeś się wszystkim a głównie to sobą
Wiem, to nie trudne, ciężko jest żyć zdrowo
I z trzeźwą głową
Szkoda wielka,  że dzieci bez siebie zostawiłeś
Dwie córki i syna, psa też po drodze z pod drzewa nabyłeś
Żona w jednej chwili stała się matką plus ojcem
Oby dała radę jakoś to urządzić, wygodnie
Dzieci, dom i pies, to teraz na jej głowie
Jeszcze samą siebie musi trzymać w pionie                          
Może dzieci jej pomogą, choć pewnie się wykręcą
Żałobą po tatusiu i matematyką
Są młode, mają prawo, bardziej Ty zawiniłeś
Odchodząc bo tak sobie chyba postanowiłeś
Że odejdziesz dla spokoju i niby to dla rodziny w przyszłości potencjalnego wigoru
Liczyłeś, że Cię odchorują po Twojej chorobie
Nie wiem mój Drogi, czy za dużo na te myśl nie postawiłeś
Nie pieniędzmi świeciłeś a samego siebie zastawiłeś
Miałeś dobry uśmiech i dużo psioczyłeś
Tak wiele gadając łzy smutku sprytnie kryłeś
Mam nadzieję, że w zaświatach się tego nie oduczysz
Psioczenia a nie krycia, je możesz sobie odpuścić
I że nadal klniesz jak szewc co w kubotach chodzi
Do tego skarpetki i wiadro czarnej kawy
Postać doskonała mimo, że kulawa
I dziurawa.
Kochałeś swoją żonę, miłością niepiękną
Miejscami brzydką, mało elegancką i natrętną
Mimo zła, które wszystkim nam siedzi na plecach
Także w Tobie siedziało i zza ucha Ci szeptało
Czasami tak głośno, że miejsce Twym słowom zabierało
-Ty ją wielbiłeś mocno, zazdroszczę Wam tego
Ciebie już nie ma, lecz wielbienie zostało
W jej sercu, w moim, ale czy w Twoim?
Macham Ci serdecznie moją lewą ręką
Prawą nie mogę, bo w niej fajka w pogotowiu skwierczy
Tli się i tli i jakoś zgaś nie może
Ale to dla mnie żaden sygnał Potworze
Palę od rana do późnej nocy
Palę w domu, na dworze a nawet w śnie głębokim
Nazwisko moje mnie zobowiązuje
DYMEK- tak po tacie jestem a on po swoim rodzie
On mnie nie zostawił, jest gdzieś tu jeszcze
Dymek palić musi, nie ma chce czy nie chce
Ale czemu Ty, nie będąc Dymkiem jak smok paliłeś?
Do zobaczenia, być może, kiedyś, gdzieś, lecz nie tu, nie o tej porze
Tutaj są żywi
A Tobie do nich nieblisko.
Nie znaczy to wcale, żeś mniej wart od nas
I też nie więcej dla jasności dodam
Myślę, że wszyscy jesteśmy warci tyle co to co stworzą nasze ręce.
Twoje stworzyły trójkę dzieci i dużo, dużo więcej.