sobota, 28 czerwca 2014

dupalon.

Osoba słaba ma słabych wrogów bo nie leży w polu zainteresowania mocarzy.
Mocarze mają silnych i zaciętych wrogów, którzy mają sporą wyobraźnię, dużo pieniędzy i nie cofną się przed niczym.
Osoba słaba jest łatwym celem do zranienia, do zemszczenia się na niej. Wystarczy powiedzieć coś średnio skomplikowanego, głupiego i chamskiego.
Siłacza ciężej zranić, więc zemsta jest dużo bardziej wyszukana i bywa, że naprawdę bolesna.

Ja się boję ludzi, którzy mnie nienawidzą. Bo żeby mnie zranić nie wystarczy puścić o mnie żenującej plotki, nie wystarczy pokazać światu moich nagich zdjęć, doprawdy, mało jest rzeczy, którymi bym się przejęła.
Ale one są. I one zranią nie mnie a moich bliskich. I tego się boję. Bliscy osłabiają. A przecież mieli dawać siłę.

wtorek, 24 czerwca 2014

JoLove!

Dzisiaj spotykam się z Jolą, z Duchem Przeszłości i z Przeszłości, który przeszedł to Teraźniejszości i mam nadzieję, że Jolowe losy będą się przeplatać z moimi także w Przyszłości.

Bardzo rzadko się widzimy, oczywiście min. dlatego, że świat za**ala jak szalony ( a w nim my), ale przede wszystkim dlatego, że mieszkamy obecnie w innych krajach (ja: Polska, Jola: Anglia) no  i... Jola jest Matką.
Niemniej staramy się spotykać przynajmniej raz, dwa razy do roku. I dzisiaj nastał tegoroczny "raz".

Długo czekałam na to spotkanie i naprawdę mam wobec niego spore wymagania, którym wiem, że Jola spotka w 103% :)

Nie musicie życzyć mi udanego dnia bo on już teraz jest bardzo udany (tak, wiem, jest 7, a ja nie śpię, co więcej- od godziny) a będzie tylko lepszy!

Nie wiem jak u Was, więc na wszelki wypadek: Cudowności Kochani!

Moje rysuneczki z dupeczki:





niedziela, 22 czerwca 2014

Zazdrość.

Czy zazdrość jest wynikiem dbania o drugą stronę w związku i nieufanie wszystkim dookoła, którzy kręcą się wokół naszej miłości?
Czy zazdrość jest z kolei wynikiem naszych własnych kompleksów i nie ufania sobie, braku wiary we własną atrakcyjność?
A może jest połączeniem oby tych czynników?
Każdy jest inny.
Wiem już o sobie na tyle dużo, że zdaję sobie sprawę, że w moim przypadku zazdrość jest wynikiem tylko i wyłącznie braku wiary we mnie.
Obecnie cieszę się byciem w związku, który satysfakcjonuje mnie na tyle, że "złe myśli" w ogóle nie pojawiają się w mojej głowie. Przy okazji, jestem obecnie na tyle pewna własnej wartości, atrakcyjności (nie tylko fizycznej <ale także> ale i ogólnie: psychicznej, emocjonalnej, towarzyskiej), że wiadomość o tym, że zostałam teraz zdradzona byłaby dla mnie wielkim zdziwieniem. Prawdopodobnie bym nie uwierzyła. Gdybym zaś dostała twarde dowody- mocno bym się zdziwiła i nie wiem jak bym zareagowała.
Czy zdrada musi oznaczać koniec związku? Czym właściwie jest "zdrada"?
Przecież pod względem biologicznym to norma, niezdradzanie jest nienormalne.
Sami narzuciliśmy sobie pewne wzorce moralne, podług których tak strasznie staramy się żyć.
Po co to zrobiliśmy?
to oczywiście jest uwarunkowane historycznie a także geograficznie.
Ale na co nam to teraz, kiedy świat tak mocno się zmienił i wzorce, którymi żyliśmy X lat temu i przez X ilość lat już nie obowiązują?
Przecież to chore.

Wiem, że stare, ale naprawdę obecnie nie mam co wrzucać, a wiem, że notki ze zdjęciami są dużo atrakcyjniejsze dla Was, także proszę:




sobota, 21 czerwca 2014

Dlaczego głupota i złośliwość ludzka nie znają granic a mądrość zna?

Dlaczego głupota i złośliwość ludzka nie znają granic a mądrość zna?

Ludzie są z natury źli.
Już dzieci czerpią przyjemność, także seksualną z niszczenia, z rozrywania, z dziurawienia, także (a może przede wszystkim) z niszczenia żywych bytów. Oczywiście tych duuużo mniejszych od siebie, tych bezbronnych.
Daje im to chore poczucie siły i dominacji, zapewnia o ich bezkarności i wyjątkowości. Przy okazji czują, że sprzeciwiają się czemuś świętemu- życiu. To dodaje oliwy do ognia. Stawia ich w ich wyobraźni niemal na równi z Bogiem. Skoro Bóg stworzył, a ja mogę zniszczyć jego byt, to znaczy, że Bóg nie umie stworzyć bytu na tyle silnego żeby mógł ze mną zwyciężyć a to oznacza, że Bóg jest słaby. Jego stworzenia się ze mną nie równają.
Maluczcy ludzie często muszą udowadniać przede wszystkim samym sobie swoją "siłę", bo jej najzwyczajniej w świecie nie ma.
Najlepiej zaś czują się niszcząc te mniejsze, słabsze byty w większej grupie- grupa, tłum to siła. Daje nam poczucie nieśmiertelności, mamy wrażenie, że w krytycznej sytuacji tłum nas wesprze.
Nic bardziej mylnego. Tłum wspiera do pewnego momentu, do momentu kiedy wspierając sam nie zacznie cierpieć, wtedy uznaje, że to jednak nie jego sprawa, odwraca się na pięcie i odchodzi. Zawsze jesteśmy skazani na siebie, czy to w doli czy to w niedoli.
Niszczenie leży w ludzkiej naturze. Prosty przykład: poproś kogoś żeby coś stworzył z "niczego"- zdecydowana większość ludzi będzie miała z tym problem. Nie będzie wiedziała jak się za to zabrać (ludzie myślący, kreatywni- poradzą sobie, ale tych prawdziwych i myślących, a nie tych którzy CHCIELI by nimi być i PRZECHWALAJĄ się, że są- jest bardzo mało). Tłum się podda- nie będzie umiał nic stworzyć.
A teraz odwrotne zadanie- daj komuś gotowy produkt i poproś żeby go zniszczył. Zniszczy natychmiast, bez problemu. To niczego nie udowadnia? Poproś, żeby zniszczył to na 100 sposobów. Zrobi to. Najpierw na najprostsze, później na coraz wymyślniejsze, a im wymyślniejsze tym większa przyjemność będzie towarzyszyła owemu zniszczeniu.

ale...
Z kolei, dopiero z dekonstrukcji, czyli ze zniszczenia można coś stworzyć- skonstruować. Z pojedynczych elementów. Kiedy głupi coś zniszczy, wtedy jest miejsce do popisu dla mądrego- może przyjść, przeanalizować sprawę (albo i nie, jeżeli działa intuicyjnie) i ze zdekonstruowanego przedmiotu zrobić trzy kolejne, nowe.

Żeby był mądry musi być głupi. Przykre, ale prawdziwe.
Żeby był Twórca musi być Niszczyciel.

czwartek, 19 czerwca 2014

kto pod kim dołki kopie.

Im jestem starsza, im więcej doświadczeń życiowych zdobywam (nie uważam, że osoba starsza zawsze ma większe doświadczenie życiowe niż młodsza, nie można porównywać dwóch bytów, ale jeden konkretny byt chcąc nie chcąc im starszy tym więcej tych doświadczeń jednak ma, nawet jeżeli większość z nich zdobył za lat szczenięcych)- tym mocniej uderza do mnie siła powiedzeń, przesądów i tzw. "głupich rad", którymi częstują nas ciotki i babcie na zjazdach rodzinnych.
Kiedyś słysząc np. "kto pod kim dołki kopie ten sam w nie wpada" czy "nie czyń drugiemu co tobie niemiłe", przede wszystkim nie skupiałam się na samej treści co naśmiewałam w duchu z osoby, z której ust padły te oto słowa- uznawałam ją za taką, która nie ma nic sensownego do powiedzenia i rzuca prostymi, starymi głupotami.
Teraz jest inaczej.
W tych słowach tkwi siła i mądrości zbierane przez ludzkość ladami, pokoleniami. To doświadczenie i rady przekazywane drogą ustną. Może mają czasami zbyt pompatyczny, przesadzony wyraz, ale przecież takie miały (i mają!) być- mamy je zapamiętywać, kodować w głowie i przypominać sobie w odpowiednich chwilach.
Ich wielkość ociera się o śmieszność, ale przez to tym łatwiej je kodujemy.
I nawet jeżeli ich nie szanujemy (a nawet nimi pogardzamy) to je znamy. Nadejdzie dzień, kiedy zaczniemy jednak je szanować- nie będziemy musieli uczyć się ich na nowo i ich wyszukiwać, bo już od dawna będziemy je znali :)
Moje ulubione słowa to :
Kto nie próbuje ten nie ma
oraz mój cel życia:
Chcę być szczęśliwa!
Oklepane? Tak.
Tak?
NIE!

Zdjęcia stare, ale dawno nic nie robiłam. Mam zamiar to zmienić w najbliższych dniach :)



poniedziałek, 16 czerwca 2014

Do przodu. Co mi szkodzi.

Podejmuję walkę. Od dzisiaj rozpoczynam sesję, nie pojedynczą a podwójną. Naliczyłam 21 spraw do załatwienia- większość to egzaminy, ale także testy, projekty, zadania grupowe (gdzie moja grupa składa się... ze mnie :D) itd.
Ale poradzę sobie. Ponieważ... Lubię te studia, najzwyczajniej w świecie przygotowywanie na te egzaminy sprawia mi przyjemność. Jeżeli uda mi się pogodzić szkołę z życiem- cudownie. Jeżeli nie- trudno.
Przyznam jednak,  że skoro już się za to zabieram, wolałabym nie przegrać.

No i mam pewne czwartkowe postanowienie, ale o tym.. w czwartek właśnie. Bo tak sobie myślę: czemu by nie? Kto mi zabroni? Jedynie ja sama sobie mogę zabronić. A otwieram sobie furtkę i mam zamiar przez nią przejść.
Na drugą stronę lustra.
Trzymajcie kciuki!

Dzisiaj przyjeżdża mój Przyjaciel Piotr. Znamy się od wielu lat i bardzo wiele ze sobą przeżyliśmy. Dorastaliśmy razem, przepoczwarzaliśmy się niejednokrotnie na własnych oczach. Nieraz dawaliśmy sobie kopa po dupie a zdarzało się, że i po twarzy- dosłownie i w przenośni. Ale skoro to wszystko przeżyliśmy (razem) to już nic nas nie zabije. Bardzo się cieszę na to spotkanie, wyczekiwałam go od dawna :)





głupia ja.

Uważam się za osobę stosunkowo mądrą, przynajmniej w obliczu osób mi znanych. Żeby mnie źle nie zrozumiano- nie uważam żebym była wybitnie mądra, uważam za to, że ludzie zazwyczaj są wybitnie głupi.
I moja mądrość wynika tylko z ich głupoty, więc to żaden zaszczyt.

Jestem jednostką myślącą, rozmyślającą, marzącą, wyciągającą wnioski, zastanawiającą się, empatyczną.

Często zadaję z pozoru głupie pytania, na zasadzie "dlaczego trawa jest zielona?", dlatego, co głupsi często biorą za głupią mnie. Bo któż zadaje takie niedorzeczne z pozoru pytania? I właściwie po co?

Mam łatkę "tej co pyta o bzdury", ale dla mnie to nie są bzdury. Dla mnie to jest fascynujące. Oczywiście wiem, czemu trawa jest zielona. Ale... czy to właśnie takie oczywiste?

Nie należę do głupich, którzy są na tyle głupi, że uważają mnie za głupszą od siebie i mną pogardzają i nie należę do tych mądrzejszych- ci z kolei uważają mnie za głupią i mnie odtrącają. Do czego mają zresztą prawo i ich rozumiem. Tak samo jak rozumiem tych głupszych- sama na ich miejscu nie chciałabym mnie w pobliżu.

Jestem zawieszona między dwoma światami i do żadnego z nich nie należę. Jestem samotna.
A samotność zabija, ale przy okazji umacnia i wzbogaca.
Do momentu kiedy właśnie wydusi z nas ostatni dech. Ale zanim to zrobi wszystko co nam da to bogactwo.

Jestem w niekomfortowej sytuacji. Głupi mną pogardzają co akceptuję i także rozumiem- nawet nie zdają sobie sprawy z mojego istnienia- nie rozumieją mnie, mojego fenomenu, mojej siły.
Z kolei ja jestem na tyle mądra, że znam mądrzejszych, wiem o ich istnieniu i mogę o nich tylko marzyć. A te marzenia bolą. Ci głupsi ode mnie nie marzą o tym co ja. Żyją prościej, nie tracą energii na mrzonki o czymś co jest dla nich niedostępne. Moje życie polega na rozmyślaniu na fantazjowaniu i na ciągłym uczuciu niedosytu, odtrącenia, braku przynależności.

Mogę tylko dotknąć  wspaniałości  Mądrych opuszkami palców, pomachać im. Ale oni mnie nie chcą.

Uważam, że osoba mądrzejsza po to jest mądrzejsza żeby umiała ustąpić głupszej.
Po to dostała dar mądrości żeby z niego korzystała.
Ja ustępuję. Akceptuję to, że nie każdy może mnie zrozumieć i to, że nie każdy chce.
Nie każdy bowiem ma ochotę zburzyć wizję swojego świata na rzeczy nowej wizji, którą właśnie mu przedstawiam. I ok, ma takie prawo, a moim obowiązkiem jest nie zmuszanie kogoś do burzenia swojego świata.
Mam prawo dać wybór- przedstawić nową wizję ale nie mogę jej narzucać.
Nauczyłam się już akceptować to, że ktoś może wzgardzić moją wizją (a nie było to łatwe, oj nie), potrafię niechciana odejść.
Odchodząc- idę dumnym krokiem, nie odwracam się za siebie. Jednak idę z zaciśniętymi pięściami, wciąć gotowa do skoku i walki. Buzuję.
Życzyłabym sobie większej mądrości. Chciałabym odchodzić z prawdziwą a nie udawaną dumą. Bez zaciśniętych pięści. Jednak nie umiem. Wiem, że są ludzie, którzy potrafią. Być ponad tym. Ja nadal nie umiem. Nie wiem czy się nauczę.
Tym mocniej mnie boli to, że WIEM, że można inaczej. Że jestem na tyle mądra, że to wiem. Wolałabym być głupsza i pewnych rzeczy nie wiedzieć i nie widzieć.
Czy nie jest to oznaką mojej głupoty? Że chcę być głupsza? Czy człowiek mądry nie powinien pragnąć być jedynie mądrzejszy? Ale czy mądrzejszy zawsze znaczy lepszy? Czy ten myślący, dręczący się jest szczęśliwszy? Czy ten mniej widzący nie ma przyjemniejszego życia?

Emocje mnie kiedyś zabiją. Wybuchnę. Zaciśnięte pięści pękną a z nich wyleje się żółć, krew i flaki.
Zostanę bez rąk, bez godności i ci głupi tylko mocniej utwierdzą się w swoim przekonaniu jaka to ja jestem głupia. I słaba.
Bo umiem przepraszać, a przecież przepraszanie to oznaka słabości.
Zdaniem głupich.
Nie moim.

niedziela, 15 czerwca 2014

Powodzenia.

Muszę usiąść i przemyśleć wiele kwestii. Bardzo podstawowych. 
Jak np. te: kim chce być w życiu? Jak zamierzam stać się tą osobą? Czy to w ogóle możliwe? Co mi to da, jeżeli osiągnę swój cel? 
I bynajmniej nie chodzi mi o konkretne stanowisko w pracy (bo wiele osób słysząc pytanie: kim chcesz być w życiu?- od razu zakłada, że chodzi o wykonywany zawód) otóż w moim przypadku o to nie chodzi, a przynajmniej nie tylko o to. 
Dalej, właśnie- muszę przemyśleć gdzie i jako kto chcę pracować. Jak na swoje lata i jak na dzisiejsze czasy mam spore doświadczenie i to na kilku z pozoru zupełnie odmiennych płaszczyznach (chociaż ja uważam, że w konsekwencji wszystkie wykonywane przeze mnie zawody łączą się w sensowną całość). 
Czy planuję mieć rodzinę? Jak tak to kiedy, przynajmniej mniej więcej? Czy zamierzam brać ślub? Gdzie zamierzam mieszkać? Czy mam zamiar dokończyć studia, czy też sobie  je daruję? 
Czy mam siły, chęci i czas żeby zaangażować się w rysowanie i pisanie? Czy porzucę moje dwie pasje lub zostawię je sobie na domowe wypychacze czasu? A może jednak.. zacznę realizować swoje marzenia? Ale czy ich realizacja mnie nie zabije, nie zniszczy? 
Cóż to musi być za ból, kiedy nasze własne marzenia doprowadzają nas do ruiny! Ktoś powie- lepiej spróbować i przegrać niż nie spróbować i żałować! Owszem, zgodzę się z tym, dotyczy to większości aspektów z jakimi my ludzie mamy w ogóle do czynienia. Ale czy dotyczy do marzeń? Zniszczone marzenie to zniszczone życie. Zniszczone nie-marzenie to nic wielkiego. Marzenia są po to żeby o nich marzyć, rozmyślać, a nie wycierać rozlane mleko. 
Tyle pytań bez odpowiedzi. Tyle znaków zapytania. Co gorsza, obawiam się, że na większość tych pytań nie uzyskam odpowiedzi nigdy. Bo któż może mi odpowiedzieć? jedynie czas i to raczej "z perspektywy czasu".

Spędziłam piękne dni w moim domu z bliskimi. Mało, mało, za mało. Ale to ZAWSZE będzie za mało. Jak to zrobić żeby być wiecznie sytym lecz nie przeżartym? Jak czuć oddanie wspólnoty, siłę swojego tłumiku a jednocześnie nie mieć dość towarzystwa, znaleźć miejsce i przestrzeń tylko dla siebie? Jak nie tęsknić a jednocześnie nie mieć dość? Jak żyć w grupie a jednocześnie pozostawać sobą? 

I tak sobie uświadomiłam, a uświadomienie tego jest dla mnie istotne, bo być może będzie miało znaczenie w mojej karierze zawodowej. Co łączy wszystkich ludzi? Wszyscy idziemy w jednym kierunku, wszyscy.

piątek, 6 czerwca 2014

takie o.

Są wśród Was osoby, za którymi bardzo tęsknie. 
Los sprawił, że nasze drogi się rozeszły. 
Chętnie podjęłabym na nowo kontakt, ale się boję. 
Głupie? Głupie. 
Jednak milej jest myśleć, że to jednak ta druga strona się odezwie. 
Mijają tygodnie, miesiące, lata. Im dalej w las tym ciężej podjąć dialog. 
Poznaję nowych ludzi, ale to już nie to samo, myślami wracam do Pewnych Postaci. 
Zawsze będziecie. 
Szkoda, że nie tak blisko jak bym sobie tego życzy