czwartek, 14 lipca 2016

wspomnienia na facebooku potrafią dowalić.

codziennie nowa porcja 'a rok temu o tej porze..', 'a trzy lata temu o tej porze...'
...
nie ukrywam, że moje wspomnienia w większości to wspomnienia zamglone i przyćmione środkami mającymi na celu owe otępienie.
więc mi dziwnie, trochę to ciekawe ale mocniej straszne.

rok temu o tej porze to ja miałam chłopaka i byłam potężnie uzależniona od brzydkich rzeczy.
za to dwa lata temu o tej porze to ja miałam innego chłopaka i byłam jeszcze bardziej pogrążona.
i w brzydkich rzeczach i w jakiejś chorej bo na pewno nie zdrowej relacji, którą z dumą nazywałam 'miłością' a teraz z perspektywy czasu wiem, że byłam osobą z nieprawdziwym osądem sytuacji, prawdziwe widoki zakrywałam tym co mogłam wciągnąć i co zabierało mi rozum. do dzisiaj ten człowiek jest Postacią mocno ważną, zawsze już tak będzie, ale już nie tytułuję go ani 'miłością' ani 'przyjacielem', czas pokazał, że jak każdy- odszedł kiedy zaczęło być zbyt blisko a ja potrzebowałam pomocy. Po prostu przytulenia, czy coś. Bo nigdy nikt nic więcej dla mnie zrobić nie mógł i móc nie będzie.
Ale on poszedł, miał zresztą do tego prawo, nie byłam taka święta, on też nie był wzorem dobra i moralności, więc jesteśmy kwita- tak myślę. I dzięki temu, że oboje byliśmy diabłami w tych niebiańskich uniesieniach - możemy do dziś mieć serdeczny kontakt. Bo krzywdziliśmy się jak cholera, badaliśmy granicę, swoje, drugiej strony, słowem: przesadzaliśmy. Ale chwile, kiedy było fajnie były najlepsze. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie poznałam osoby, z którą byłam tak szczera i tak blisko. Jeżeli już  mi się to nie przytrafi to mogę śmiało nazwać się szczęściarą bo przeżyłam coś zupełnie niedostępnego dla większości ludzi. Życzę temu człowiekowi wszystkiego co najlepsze. Jest wspaniałym przykładem myślącego człowieka- renesansu, dodam.
...Skończyło się, przyszło cierpienie, wielomiesięczne, nawet nie wiem ile to trwało bo ból łagodziłam ulubionymi zabawkami, jakieś notatki podpowiadają mi, że to kwestia około pół roku kiedy dzień w dzień znęcałam się sama nad sobą i kradłam godziny cennego życia.
No i stało się, mimo, że myślałam, że to koniec świata (pierwszy raz w życiu byłam tak przekonana, że to już definitywnie ostateczność i nic mnie już nie czeka) to jakoś zbledło  to cierpienie (wypłukane czasem i zabawkami) i z jednego wpadłam w drugiego.
Właściwie to on mnie nawiedził. Odnalazł mnie i się na mnie uparł. A ja się poddałam, chociaż byłam wykończona, nie zainteresowana, nawet mi się nie podobał. Ale powiedział, że mnie ochroni przed światem a głównie to przede mną. Dał mi kawałek mieszkania, było ciepło, telewizja, jedzenie. Nie musiałam nic, moim obowiązkiem było tylko nie jeść zabawek i zacząć funkcjonować. Było to trudne, ale dni, tygodnie mijały a ja walczyłam z sobą o siebie w jego domu. Schowałam się przed rodziną, przyjaciółmi i 'zabawkami'. I kiedy był tak dobry to ja się przyzwyczaiłam i zaczęłam go lubić. Zauważyłam, że ładnie pachnie i ma oczy gada, które strasznie przypadły mi do gustu. Pokryte plamkami, rzadko mrugające i patrzące nie w ciebie a przez ciebie. Niby nie widzące, ale zdaje mi się, że widzące zbyt wiele. Nawet to czego tak naprawdę nie ma. A on wierzył, że jest. To potrafiło rodzić sprzeczki i łzy z obu stron.  Tak pięknie rysował, zupełnie inaczej niż ja i miał w sobie wiele zła, które z taką siłą powstrzymywał, że mi imponował. Sama mam w sobie tyle gorącej energii, że wiem ile kosztuje wieczna walka z  sobą. A on robił to dla mnie. Tak myślałam. Choć widziałam jak się na mnie wkurza, aż się cały gotował, ale nie dawał upustu swoim demonom. Oczywiście do czasu, bo kiedy nadszedł pierwszy prawdziwy wybuch zaczęło się piekło, które trwać już będzie chyba zawsze. W międzyczasie zdobywałam siłę- ratunek działał. Ale trwało to krótko. Bo okazało się, że on chciał mnie chorej. Chciał mnie wiecznie chować we własnym domu. Kiedy zaczęłam wychodzić- denerwował się. Bojkotował mój świat, chciał mnie w swoim. A ja chciałam być zdrowa, dla mnie ale i dla niego.  Szybko zauważyłam, że nie tylko ja tu choruję. Chciałam żeby i on wyzdrowiał. Jednak on chciał i mnie chorej i siebie chorego. Chciał żeby reszta świata nie istniała. Pierwsze wielkie kłótnie, hektolitry krwi, moje ucieczki od niego prosto w świat 'zabawek', potem kłamstwa, że byłam grzeczna, ale on wiedział, że nie, niby godzenie się, ale sporo pogardy z obu stron, zero wiary, zdrady, jego, moje. Ale nie byliśmy razem- tłumaczył się. Byliśmy. Dużo dużo złości. Nigdy wcześniej nie  znałam podobnej relacji. Czasami tylko złość bez grosza dobra. Nienawiść. Straszna straszna pogarda. Częste odchodzenia, w kłótni, każde 'ostateczne', a potem powroty, próby budowania wszystkiego na nowo, nieśmiało, delikatnie, jakbyśmy się nie znali, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. A wydarzyło się bardzo dużo. Tutaj w miłość wierzyć nie chciałam, zresztą było o niebo czy piekło mniej przyjemnie i orientalnie niż w poprzedniej relacji, ale ta miłość chyba wkradła się sama. Czy uzależnienie, od tego, że jest ktoś na kogo mogę się wydrzeć i kto mnie czasami wywali z domu po to, żeby się pogodzić po tygodniu czy miesiącu i razem pójść na pizze.

Do dziś nie wiem co było a co nie było. Do dziś jest wiele żali z tamtego okresu. I to są sprawy, które nie będą wyjaśnione. Nie bo nie. To też jest jakaś informacja. Ciężko jest iść do przodu kiedy coś się uczepia twojego tyłka. Coś cięższego niż twoja własna waga. Ale czasami po prostu trzeba się z tym pogodzić, przetrawić i udać, że się zapomniało. A jestem szczerze przekonana, że w końcu się zapomni.
Nie chcę zapomnieć, ale muszę.
Każda postać, która się przewinęła przez moje życie i została na dłużej jest bardzo ważna. Smutno mi strasznie, że nie umiem nic budować.

środa, 13 lipca 2016

tak jak przypuszczałam i tak jak się trochę bałam:
to wszystko mi się śniło,
ale trochę też to lubię.
bo najbardziej kocham śnić. tam się dopiero dzieje życie.

napisałam wiersz. najwyższej klasy:

Przyszła Królowa
Zrzygała się
Poszła Królowa
O nie.
Druga noc pod rząd, kiedy ja znowu nie wiem czy coś mi się śniło czy było naprawdę.
I tak jak rok temu żeby się dowiedzieć będę musiała zapytać osoby, które wystąpiły w ewentualnym śnie. 'Czy to było czy to nie było?' Nie lubię o to pytać, ale jak nie zapytam to zwariuję.

Jakoś to wszystko idzie do przodu. Nie w bok a na pewno nie do tyłu.

Ale wspomnienia mają to do siebie, że lubią nas nawiedzać kiedy akurat jesteśmy chorzy czyli osłabieni. Nie mamy barier obronnych więc one SIUP!- i dobijają nasze pół zwłoki.
Ale ale.

Niezłyy baajeeer.