niedziela, 28 sierpnia 2016

https://www.youtube.com/watch?v=RYYHPg6Hvpo

tonę
tonę
tonę

chociaż umiem pływać,
więc tonę bo lubię.

czwartek, 14 lipca 2016

wspomnienia na facebooku potrafią dowalić.

codziennie nowa porcja 'a rok temu o tej porze..', 'a trzy lata temu o tej porze...'
...
nie ukrywam, że moje wspomnienia w większości to wspomnienia zamglone i przyćmione środkami mającymi na celu owe otępienie.
więc mi dziwnie, trochę to ciekawe ale mocniej straszne.

rok temu o tej porze to ja miałam chłopaka i byłam potężnie uzależniona od brzydkich rzeczy.
za to dwa lata temu o tej porze to ja miałam innego chłopaka i byłam jeszcze bardziej pogrążona.
i w brzydkich rzeczach i w jakiejś chorej bo na pewno nie zdrowej relacji, którą z dumą nazywałam 'miłością' a teraz z perspektywy czasu wiem, że byłam osobą z nieprawdziwym osądem sytuacji, prawdziwe widoki zakrywałam tym co mogłam wciągnąć i co zabierało mi rozum. do dzisiaj ten człowiek jest Postacią mocno ważną, zawsze już tak będzie, ale już nie tytułuję go ani 'miłością' ani 'przyjacielem', czas pokazał, że jak każdy- odszedł kiedy zaczęło być zbyt blisko a ja potrzebowałam pomocy. Po prostu przytulenia, czy coś. Bo nigdy nikt nic więcej dla mnie zrobić nie mógł i móc nie będzie.
Ale on poszedł, miał zresztą do tego prawo, nie byłam taka święta, on też nie był wzorem dobra i moralności, więc jesteśmy kwita- tak myślę. I dzięki temu, że oboje byliśmy diabłami w tych niebiańskich uniesieniach - możemy do dziś mieć serdeczny kontakt. Bo krzywdziliśmy się jak cholera, badaliśmy granicę, swoje, drugiej strony, słowem: przesadzaliśmy. Ale chwile, kiedy było fajnie były najlepsze. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie poznałam osoby, z którą byłam tak szczera i tak blisko. Jeżeli już  mi się to nie przytrafi to mogę śmiało nazwać się szczęściarą bo przeżyłam coś zupełnie niedostępnego dla większości ludzi. Życzę temu człowiekowi wszystkiego co najlepsze. Jest wspaniałym przykładem myślącego człowieka- renesansu, dodam.
...Skończyło się, przyszło cierpienie, wielomiesięczne, nawet nie wiem ile to trwało bo ból łagodziłam ulubionymi zabawkami, jakieś notatki podpowiadają mi, że to kwestia około pół roku kiedy dzień w dzień znęcałam się sama nad sobą i kradłam godziny cennego życia.
No i stało się, mimo, że myślałam, że to koniec świata (pierwszy raz w życiu byłam tak przekonana, że to już definitywnie ostateczność i nic mnie już nie czeka) to jakoś zbledło  to cierpienie (wypłukane czasem i zabawkami) i z jednego wpadłam w drugiego.
Właściwie to on mnie nawiedził. Odnalazł mnie i się na mnie uparł. A ja się poddałam, chociaż byłam wykończona, nie zainteresowana, nawet mi się nie podobał. Ale powiedział, że mnie ochroni przed światem a głównie to przede mną. Dał mi kawałek mieszkania, było ciepło, telewizja, jedzenie. Nie musiałam nic, moim obowiązkiem było tylko nie jeść zabawek i zacząć funkcjonować. Było to trudne, ale dni, tygodnie mijały a ja walczyłam z sobą o siebie w jego domu. Schowałam się przed rodziną, przyjaciółmi i 'zabawkami'. I kiedy był tak dobry to ja się przyzwyczaiłam i zaczęłam go lubić. Zauważyłam, że ładnie pachnie i ma oczy gada, które strasznie przypadły mi do gustu. Pokryte plamkami, rzadko mrugające i patrzące nie w ciebie a przez ciebie. Niby nie widzące, ale zdaje mi się, że widzące zbyt wiele. Nawet to czego tak naprawdę nie ma. A on wierzył, że jest. To potrafiło rodzić sprzeczki i łzy z obu stron.  Tak pięknie rysował, zupełnie inaczej niż ja i miał w sobie wiele zła, które z taką siłą powstrzymywał, że mi imponował. Sama mam w sobie tyle gorącej energii, że wiem ile kosztuje wieczna walka z  sobą. A on robił to dla mnie. Tak myślałam. Choć widziałam jak się na mnie wkurza, aż się cały gotował, ale nie dawał upustu swoim demonom. Oczywiście do czasu, bo kiedy nadszedł pierwszy prawdziwy wybuch zaczęło się piekło, które trwać już będzie chyba zawsze. W międzyczasie zdobywałam siłę- ratunek działał. Ale trwało to krótko. Bo okazało się, że on chciał mnie chorej. Chciał mnie wiecznie chować we własnym domu. Kiedy zaczęłam wychodzić- denerwował się. Bojkotował mój świat, chciał mnie w swoim. A ja chciałam być zdrowa, dla mnie ale i dla niego.  Szybko zauważyłam, że nie tylko ja tu choruję. Chciałam żeby i on wyzdrowiał. Jednak on chciał i mnie chorej i siebie chorego. Chciał żeby reszta świata nie istniała. Pierwsze wielkie kłótnie, hektolitry krwi, moje ucieczki od niego prosto w świat 'zabawek', potem kłamstwa, że byłam grzeczna, ale on wiedział, że nie, niby godzenie się, ale sporo pogardy z obu stron, zero wiary, zdrady, jego, moje. Ale nie byliśmy razem- tłumaczył się. Byliśmy. Dużo dużo złości. Nigdy wcześniej nie  znałam podobnej relacji. Czasami tylko złość bez grosza dobra. Nienawiść. Straszna straszna pogarda. Częste odchodzenia, w kłótni, każde 'ostateczne', a potem powroty, próby budowania wszystkiego na nowo, nieśmiało, delikatnie, jakbyśmy się nie znali, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. A wydarzyło się bardzo dużo. Tutaj w miłość wierzyć nie chciałam, zresztą było o niebo czy piekło mniej przyjemnie i orientalnie niż w poprzedniej relacji, ale ta miłość chyba wkradła się sama. Czy uzależnienie, od tego, że jest ktoś na kogo mogę się wydrzeć i kto mnie czasami wywali z domu po to, żeby się pogodzić po tygodniu czy miesiącu i razem pójść na pizze.

Do dziś nie wiem co było a co nie było. Do dziś jest wiele żali z tamtego okresu. I to są sprawy, które nie będą wyjaśnione. Nie bo nie. To też jest jakaś informacja. Ciężko jest iść do przodu kiedy coś się uczepia twojego tyłka. Coś cięższego niż twoja własna waga. Ale czasami po prostu trzeba się z tym pogodzić, przetrawić i udać, że się zapomniało. A jestem szczerze przekonana, że w końcu się zapomni.
Nie chcę zapomnieć, ale muszę.
Każda postać, która się przewinęła przez moje życie i została na dłużej jest bardzo ważna. Smutno mi strasznie, że nie umiem nic budować.

środa, 13 lipca 2016

tak jak przypuszczałam i tak jak się trochę bałam:
to wszystko mi się śniło,
ale trochę też to lubię.
bo najbardziej kocham śnić. tam się dopiero dzieje życie.

napisałam wiersz. najwyższej klasy:

Przyszła Królowa
Zrzygała się
Poszła Królowa
O nie.
Druga noc pod rząd, kiedy ja znowu nie wiem czy coś mi się śniło czy było naprawdę.
I tak jak rok temu żeby się dowiedzieć będę musiała zapytać osoby, które wystąpiły w ewentualnym śnie. 'Czy to było czy to nie było?' Nie lubię o to pytać, ale jak nie zapytam to zwariuję.

Jakoś to wszystko idzie do przodu. Nie w bok a na pewno nie do tyłu.

Ale wspomnienia mają to do siebie, że lubią nas nawiedzać kiedy akurat jesteśmy chorzy czyli osłabieni. Nie mamy barier obronnych więc one SIUP!- i dobijają nasze pół zwłoki.
Ale ale.

Niezłyy baajeeer.

czwartek, 21 kwietnia 2016


Oh, oh, oh.
co za tłok
w mojej głowie
istne zło
w lesie
idę
sobie z Idą
ona jedna
lubi mnie
i to szczerze
nie jest złe




Nawet Muchomor, na którym stał
Był cały w piegach, 
AHHHHH,
Co za Złyżart!



"Zapasy"
Piotr Tegnerowicz

To byliśmy my
dwa brylanty w cudnym gównie
wyprani już z losu
w najlepszym proszku-
chemii z Niemiec na przecenie
wiezionej w kilogramach
los za losem i pokolenie za pokoleniem
pokalane poczęcie i niepokonany skrzek
na powierzchni mętnej wody
nieutulony śmiech w głębi ciężarówek
prących daleko- z biedy do raju tajemnic
do niewylizanych ścieżek myśli
do krainy moczem i spermą płynącej
unoszeni na wielkim bożym chuju nad przepaścią
biłby nas po twarzy, oh biłby aż by zabił

ale w całym tym okrucieństwie postoju na granicy stanów
była też myśl o prawdzie
włócznia słodko rażąca w bok wychodziła zeń
z gwizdem pogardliwej pochwały:
żyjcie dzieci! 


Grzybowe lowe
Grzybowe lowe
Wiszące sobie
I powiewające
Wszyscy się paczą
Dookoła skaczą
Wyją i mdleją
Do nieba ryje bierom
...
Ale naprawdę
To zawsze był Sam
A Ona choć Jej był
To nie był Jej wcale
Sam jak ten palec
Palec grzebalec.
Grzybowe lowe
Grzybowe lowe.




Piotrusiu, Nefrycie, co lubisz grać na flecie
Choć kłótnie między nami do krwi doprowadzają
Do blokad na fejsbuku 
I do nienawistnych pomruków
To musisz wiedzieć, że
Ja bardzo Kocham Cię!




Helenko, Perełko, 
Co masz oczy jak dwa stawy
Mam do Ciebie pytanie, odpowiedź wymaga wprawy:
Czy bolało?- kiedy spadłaś z nieba wprost w jeżyckie, nowoczesne czasy?
 



Piotr Tegnerowicz

-Drogi milordzie
z nami w akordzie
najlepiej brzmi cherub
imieniem Belzebub!

-Droga milady
diabły nie wejdą
w nasz święty duet.
Kocham cię czule,
ty kochasz mnie.
I gdzie tu grzech?



Moi Rodzice są całkiem szaleni
Heniek i Grażka, dwoje pomyleni
Nie wiem skąd są, ale nie są z Ziemi
Wkurzają mnie mocno i to się nie odmieni
Dużo do mnie dzwonią i wciąż wypytują,
czy jestem w pracy, czy zarabiam na swój dom?
I choć kłamię jak najęta, a oni o tym wiedzą
To jakoś się lubimy i tolerujemy.




Przepraszam, że mnie nie było
I że już mnie nie będzie
A czemu to tak ma być, że nie bycie dla nas w modzie i w zwyczaju naszym będzie?
Bo Ciebie już nie ma.
Odpadłeś, odszedłeś, świat w locie rzuciłeś
Wcale nas do tego nie przyzwyczaiłeś
Zbyt kruchy niby byłeś
Zbyt dużo paliłeś
Ja też wiele palę
A nadal jednak jestem
Lubię być i palić, no ale Ty też lubiłeś
Chociaż do bywania w końcu sympatię straciłeś
Zmęczyłeś się wszystkim a głównie to sobą
Wiem, to nie trudne, ciężko jest żyć zdrowo
I z trzeźwą głową
Szkoda wielka,  że dzieci bez siebie zostawiłeś
Dwie córki i syna, psa też po drodze z pod drzewa nabyłeś
Żona w jednej chwili stała się matką plus ojcem
Oby dała radę jakoś to urządzić, wygodnie
Dzieci, dom i pies, to teraz na jej głowie
Jeszcze samą siebie musi trzymać w pionie                          
Może dzieci jej pomogą, choć pewnie się wykręcą
Żałobą po tatusiu i matematyką
Są młode, mają prawo, bardziej Ty zawiniłeś
Odchodząc bo tak sobie chyba postanowiłeś
Że odejdziesz dla spokoju i niby to dla rodziny w przyszłości potencjalnego wigoru
Liczyłeś, że Cię odchorują po Twojej chorobie
Nie wiem mój Drogi, czy za dużo na te myśl nie postawiłeś
Nie pieniędzmi świeciłeś a samego siebie zastawiłeś
Miałeś dobry uśmiech i dużo psioczyłeś
Tak wiele gadając łzy smutku sprytnie kryłeś
Mam nadzieję, że w zaświatach się tego nie oduczysz
Psioczenia a nie krycia, je możesz sobie odpuścić
I że nadal klniesz jak szewc co w kubotach chodzi
Do tego skarpetki i wiadro czarnej kawy
Postać doskonała mimo, że kulawa
I dziurawa.
Kochałeś swoją żonę, miłością niepiękną
Miejscami brzydką, mało elegancką i natrętną
Mimo zła, które wszystkim nam siedzi na plecach
Także w Tobie siedziało i zza ucha Ci szeptało
Czasami tak głośno, że miejsce Twym słowom zabierało
-Ty ją wielbiłeś mocno, zazdroszczę Wam tego
Ciebie już nie ma, lecz wielbienie zostało
W jej sercu, w moim, ale czy w Twoim?
Macham Ci serdecznie moją lewą ręką
Prawą nie mogę, bo w niej fajka w pogotowiu skwierczy
Tli się i tli i jakoś zgaś nie może
Ale to dla mnie żaden sygnał Potworze
Palę od rana do późnej nocy
Palę w domu, na dworze a nawet w śnie głębokim
Nazwisko moje mnie zobowiązuje
DYMEK- tak po tacie jestem a on po swoim rodzie
On mnie nie zostawił, jest gdzieś tu jeszcze
Dymek palić musi, nie ma chce czy nie chce
Ale czemu Ty, nie będąc Dymkiem jak smok paliłeś?
Do zobaczenia, być może, kiedyś, gdzieś, lecz nie tu, nie o tej porze
Tutaj są żywi
A Tobie do nich nieblisko.
Nie znaczy to wcale, żeś mniej wart od nas
I też nie więcej dla jasności dodam
Myślę, że wszyscy jesteśmy warci tyle co to co stworzą nasze ręce.
Twoje stworzyły trójkę dzieci i dużo, dużo więcej.


środa, 20 stycznia 2016

Jakiś taki żal
I niechęć
Że czemu
Że czym ja sobie na to zasłużyłam?
Czemu i czym, do licha!
Ale zaraz potem, myśl
Że widocznie czymś sobie na TO właśnie zasłużyłam.
Oddech, głęboki, długi
I jakieś takie...
Rozluźnienie
Będzie dobrze.

"Bestia została pokonana".
Jeszcze nie, ale łeb wisi jej już na włosku.
Śmieszna ta Bestia moja. Łeb prawie oderwany a nadal może drzeć mordę.




poniedziałek, 18 stycznia 2016

niedziela, 17 stycznia 2016

Zawsze uważałam się za osobę najszczęśliwszą na świecie i bardzo siebie lubiącą, kochającą, szanującą. I nadal gdzieś tak myślę.
Ale jak tak analizuję to wszystko to wychodzi mi czarno na białym:
jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Ale jakoś to wszystko miłe, że nadal chcę bardziej i więcej i że wierzę. Miejscami.

https://www.youtube.com/watch?v=6EefPcht54c
Każdy dzień przynosi ze sobą radość, złość, miłość, powodzenie, niepowodzenie, sukcesy i draki. Nawet ten, który spędzi się w łóżku na jedzeniu w nim czekolady. Bo już sama ta sytuacja jest miło niemiła.
Jest takie powiedzenie: kto nie próbuje ten nie ma. Dwa razy "nie" daje nam "tak", więc: kto próbuje, ten ma.
I tak jest.
Chociaż ten kto nie próbuje też ma. Raz "nie" i raz "tak" daje nam "nie", wychodzi na to, że jeden negatywizm kontra jeden pozytywizm daje nam w rezultacie wynik ujemny, czyli smutek jest silniejszy od radości, chociaż siła sama w sobie jest pozytywna.
No ale hiv też jest pozytywny, a przecież jest negatywny.
Bądź tu człowieku mądry.


focus on me, nanana
https://www.youtube.com/watch?v=lf_wVfwpfp8&list=RDlf_wVfwpfp8#t=74



piątek, 1 stycznia 2016

Czas rozliczeń, wyliczeń i przeliczeń.
2015 był dla mnie -póki-co-najtrudniejszym-rokiem-w-moim-życiu.
Było źle, czasami bardzo, bywało, że nie miałam pewności czy się obudzę i będę dalej se łaziła tu i tam.

Plusy zeszłego roku:
to że już się skończył
to że gorzej być nie może
i co najważniejsze, chociaż na każdym innym możliwym polu życia: klęska, na tym, najważniejszym sukces:
twórczość. mocno poszłam nie tyle do przodu, co przynajmniej udało mi się w końcu wyjść z pewnych manier, w które sama się wprowadziłam. i nie czuję barier, wiem, że z każdym dniem rysuję lepiej. i  że moja ręka staje się moim prawdziwym życiem.
możliwe, że będę musiała się na tej ręce skupić. że nic innego dla mnie nie ma i nie ma co się oszukiwać.

serce podarte, podeptane i orzygane
nie będę go już zbierać, czyścić i zszywać.
podziękuję panom za wszystko i za nic.
macie ładne uśmiechy, zarosty, ramiona i głosy, o tego dobrze pachniecie, szczególnie w komplecie ze mną i w moim pokoju, ale do diaska. szlag by was trafił.

Ostatnio coraz częściej brak mi słów.
Coraz więcej rzeczy mnie po prostu szokuje i nie wiem gdzie jestem i o czym mowa.
Nie wiem już sama kim jestem i kim jest mój pies.

Jest Nowy Rok.
Ah AH AH

środa, 30 grudnia 2015


Pracujemy nad własnym Monidłem.
Pędzimy, pędzimy. I w tym pędzie nie widzimy co dewastujemy po drodze.
A ziemia pod stopami tak ubita, że nawet kamyczka się nie wciśnie.

czwartek, 24 grudnia 2015

czego można sobie życzyć w tym jakże wyjątkowym czasie?
przeżycia świąt.
myślę, że to życzenia całkiem na miejscu.
aż się boję jak pomyślę o tym całym majonezie i innych diabelstwach.
czy ja dam radę?
Jezu święty, miej mnie w swej opiece.
bo ja sama to odlecę. o!


środa, 23 grudnia 2015

No tak.
prawda jest taka, że oddam królestwa byle nie myśleć.
kocham nie myślenie.
lubię być amebą.




sobota, 19 grudnia 2015

tu i tam tam i tu.
okazuje się, że może być różnie. zawsze tak było, jest i będzie.
i ta wiedza, a właściwie jej brak- jest bardzo wybawiająca.
trochę zwalnia z odpowiedzialności.
nie tak za siebie jak za niespełnienia i niepowodzenia.

https://www.youtube.com/watch?v=QHekq5dhKRU
śpiewamy.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Jakoś się wszyscy boją tego mojego wyjazdu. I ja ten strach o mnie czuję. Ale ma on jakiś dziwny wymiar. Jakby bano się, że.. że nie wrócę? I to całkiem przyjemne, że tyle osób nie chce żebym nie nie wróciła. To miłe. Zamierzam wrócić. Ale wiemy jak jest. Życie lubi platać figle. Figlemiglemigle.

sobota, 12 grudnia 2015

Człowiek myśli, że wcale nie jest samotny, a nagle i/lub czasami jakoś tak czuje, że wiecznie na coś czeka.
a nie do końca na coś. raczej na kogoś.
bywa, że ten "kogoś" ma swoją twarz i ręce. bywa, że ten "kogoś" może być byle kim, tylko żeby przerwał to okropnie bolesne wyczekiwanie.
byle żeby po prostu był.
tyle samotności dookoła, a ona wcale się nie łączy.
naprawdę. nie rozumiem. chociaż sama w tym siedzę po uszy.
Życie nie jest takie proste jak czasami by się chciało, ale ma to swój wielki sens i urok. Dzięki temu nie jest nudno. Ciągle trzeba myśleć, kombinować, planować, rozglądać się,- wyciągać wnioski. To jak z ciasteczkowymi przystojniaczkami, którzy oprócz niewątpliwej urody dostali od losu błyskotliwość, talenty i mamonę. Angażują się fizycznie tylko z pięknymi, zgrabnymi pannami, a po latach, lądują na pierwszej stronie telexpresu na fotografii przedstawiającej onego jego z parchatą, jednonogą prostytutką. Z hivem. Żeby wejść w coś nowego, trzeba nie tyle mieć uporządkowane stare, ale przynajmniej żyć z tym starym w miarę pokojowych warunkach. Jeżeli zrobimy wyjebongo, to widmo goniącej się za nami przeszłości prędzej czy później pogwałci nowo zdobyte szczyty czyniąc z nich niziny. Na przykładzie mojego dzisiejszego poranka: miałam nieodzowną chęć spożyć surowego buraka. Przepis wygląda tak: obierasz buraka (potrzebujesz noża), kroisz na cienkie plastry (cd. potrzeby noża), wrzucasz do miseczki i jesz widelcem żeby nie ubrudzić rąk (miseczka+widelec). Nie miałam ani noża ani miseczki ani widelca. Te zostały wchłonięte w czarną dziurę naszego zlewu. zerknąwszy na niego nabrałam chwilowych wątpliwości egzystencjalnych. No ale! nie widziałam potrzebnych mi sprzętów, ale wiedziałam, że GDZIEŚ tam są. Miałam wybór: powywalać naczynia na lewo i prawo, znaleźć to czego szukam, zmyć tylko to i zeżreć posiłek. Ale postanowiłam ambitnie pozmywać wszystko i wtedy zasłużenie się najeść. Pozmywałam do momentu aż znalazłam co szukałam i kawałek dalej (czyli tak czy siak jedną komorę), resztę zostawiłam 'dla ptaszków' (to jest właśnie ten kompromis, o którym teraz tyle się słyszy w telewizji:P) i mogłam przejść do etapu przyrządzania buraka i- ucztowania. Niewykorzystane części buraczanej przyjemności zafundowałam świni morskiej, która z nami mieszka. Eko.




wtorek, 8 grudnia 2015

Jeżeli nie potrafimy być dobrzy sami z siebie, to proponuję zasadę "zdrowego egoizmu" plus "odwróconą perspektywę". jeżeli coś się dzieje, co wymaga naszej odpowiedzi, a nam się nie chce, zastanówmy się "co by było gdybym to ja znalazł się w takiej sytuacji" i odpowiednio zareagujmy- życząc sobie, że jeżeli w rzeczy samej los nas przyciśnie i będzie nieciekawie, ktoś nam się odwzajemni podobnym dobrem. traktujmy to jako inwestycję. bo to, że wszystko może się wydarzyć (dosłownie) jest szczerą prawdą, a życie w myśl zasady "to może się wydarzyć KAŻDEMU tylko nie MNIE, jest najgłupszą możliwą filozofią życiową. postępowanie według niej nigdzie nas nie doprowadzi. szczególnie boli mnie odwracanie wzroku od ludzi bezdomnych i mówienie pod nosem "nie podejdę, to nic, że leży zarzygany, jest sam sobie winien, trzeba było nie pić", jest podłym. kto z nas nie był kiedyś w takim stanie? ja wielokrotnie wymagałam reanimacji i Bóg mi świadkiem, że mam Anioła Stróża, bo nie dość, że dostałam ładną twarz, która sama zachęca do podnoszenia mnie z ulicy, to dodatkowo jeszcze nikt kiedy byłam ledwo żywa mnie nie zapłodnił pokątnie albo nie okradł. sama wielokrotnie robiłam tak dziwaczne, niebezpieczne rzeczy, że dziękuję Bogu, że nie straciłam rąk, oczu, że przeze mnie ktoś ich nie stracił, że jestem mimo wszystko ogólnie zdrowa i nie spaliłam nigdy czyjegoś domu, bo i do tego było niedaleko. nie wspomnę o sytuacjach, gdzie igrałam z prawem, i najzwyczajniej w świecie miałam farta, bo szlag, pewnie mogłabym już siedzieć w pierdlu. wielokrotnie zgarniałam bezdomnych czy "żuli" z ulicy, i zazwyczaj spotykałam się z niechęcią społeczeństwa, po dłuższej chwili, na wyraźne prośby a nawet groźby, dostawałam jakąś tam pomoc. raz nawet miałam do czynienia z sytuacją, kiedy bezdomny leżąc we krwi, spotykał się z całkowitą znieczulicą. podeszłam do niego, dotknęłam go chcąc go ocucić i usłyszałam, że jestem obrzydliwa i że będę miała hiva. zadzwoniłam na pogotowie, okazało się, że ten człowiek miał zawał serca. i tak se leżał i umierał. na oczach całego Poznania. szczególnie uczulam Was teraz, idzie zima. ludzie i inne zwierzęta zamarzają. wystarczy podejść, zapytać jak się ktoś czuje, nie mówię, że natychmiast trzeba brać taką osobę na plecy i nieść do szpitala. trzeba obserwować. przecież Ty, Twój ojciec, Twoja matka, też mogliście tak żyć, i oby Bóg nad Wami czuwał, żebyście tak nie żyli. inwestujmy w siebie pomagając innym. myślę, że w czasach egoizmu to dobre hasło.




piątek, 4 grudnia 2015

Trochę przemeblowałam myślenie. Staram się jakoś z tego wyjść. I staram się zapomnieć. Okazuje się, że ludzki mózg jest naprawdę niesamowitym narzędziem. W sprawnym rękach można zrobić z nim cuda. Albo te cuda zabić, na własne życzenie. Tak jak postanowiłam przestać pamiętać tak w rzeczy samej, zaczęłam zapominać. I zapominam z każdą chwilą coraz bardziej. Już sama nie wiem o co mi chodziło. Po co to wszystko było. Wspomnienia bledną i niestety wypadają z głowy. Stanie się tak, że znikniesz. Chciałeś, masz. Dziwne to takie. Zaprogramowałam się na to, żeby Cię nie było. Cóż, chyba rzeczywiście TAMTEN sen był proroczy.

poniedziałek, 30 listopada 2015

jakiś taki czas wielkich wyznań nastał, ciągle coś do mnie dociera i to nie pokątnie a oficjalnie i bez znieczulenia.
toteż ja też na wyznania się szykuję, już się uszykowałam i wyznaję:
w życiu byłam zakochana kilka/naście razy, praktycznie co drugi czy trzeci raz myślałam, że to już 'na zawsze i zawsze', że będą dzieci, ślub (kolejność dowolna) i w ogóle odlot totalny.

ale kochałam raz.

raz jeden, kiedy dla miłości byłam gotowa dosłownie na wszystko i to wszystko poszło w ruch.
a potem dowiedziałam się.
że jestem tą drugą.
i mój świat legł w gruzach.
i wtedy było mi już wszystko jedno. i poleciałam. tam i tu.
i było mi w tym leceniu najlepiej.
i najmocniej pokochałam właśnie to lecenie.
mocniej niż tego, który jakoby to lecenie wywołał. ale nieprawda. tylko przyspieszył proces, za co dziękuję, bo inaczej stałoby się to później.

i nie przez niego, a przez to, że ta pogoń za niczym od zawsze była we mnie. budowana latami, pielęgnowana i dopieszczana. ale wyciszana w imię jakiś tam pseudo moralnych bzdetów o których się naczytałam w literaturze dla nastolatek i naoglądałam w telenowelach  dla starych dewotek.

i zaczęło się. tu, tam, ten, tamten. ale wszystko w otoczeniu polotu.
i już nie wiedziałam czemu tak lecę i skąd to się w ogóle wzięło, głucha i ślepa na świat gnałam.

pieniądze były, średnie, większe i nawet bardzo duże. sama zarabiałam. pracowałam dużo, ale jeszcze więcej leciałam.
było mnie stać a polot, było mnie stać na dobijanie samej siebie/

a teraz jestem pusta. pusta langusta.
bo wszyscy kłamią i śmierdzą koprem.

i naprawdę, naprawdę, naprawdę, nie ma bardziej prawdziwych ludzi niż ja. i niż Ty byłeś.
ale i tak kłamałeś.
czemu nie mogło być dobrze?
czemu zrobiłeś ze mnie te drugą?
wiem czemu. bo jestem taka orientalna i ciekawa, i ciężko ze mnie zrezygnować bo daję tyle zabawy.
ale nie rezygnując ze mnie sprawiłeś, że ja zrezygnowałam z siebie.
i teraz chyba już nie umiem.
bo nie ufam nikomu, a głównie to sobie.
bo zrozumiałam, że można kochać mimo zdrad.
a nie chciałam tego wiedzieć.

czemu teraz jestem tu i nie umiem nawet wyjść z domu jak normalna osoba. czemu tak się stało.
i czemu jest tak, że wcale nie wolałabym żeby było inaczej?
w tym całym źle całkiem mi do twarzy.

tylko dajcie mi wszyscy święty spokój.
Nie waż się mówić, że ci na kimś zależy, że jesteś przyjacielem, kochankiem czy nawet miłością, kiedy zostawiasz owy "zależy mi na tobie" obiekt w chwili kiedy jest ciężko i kiedy ten obiekt rozpaczliwie cię potrzebuje bo sam już nawet nie wie do końca jak ma na prywatne imię.
nie waż się mówić 'ogarnij się sama', 'jesteś niegotowa na związek, bo nie wiesz jak masz na imię i mieszasz się w zeznaniach i za bardzo się boisz', itepe. 

jak można zostawić kogoś kto nie wie, która ręka jest prawa a która lewa, kogoś kto właśnie walczy z potężną chorobą i kogoś kto się tak bardzo stara i potrzebuje tylko wsparcia, zrozumienia i uśmiechu, chociaż raz na tydzień.
jak można wyrzucić za drzwi kogoś, kto dopiero składa, skleja życie i wychodzi to nie najlepiej ale zdecydowanie nie najgorzej, kogoś kto potrzebuje bardzo dużo energii, motywacji i siły. kogoś kto jak był potrzebny przez ciebie to był.
a  jak potrzebuje ciebie to dostaje po mordzie.

jak mogłeś?
kim jesteś?
kim ty w ogóle jesteś...

https://www.youtube.com/watch?v=_KZr5ko4Oww

i kim ja jestem, że nie umiem się z tego pozbierać? znowu lecę. na łeb.
kiedy ja będę w końcu dorosła?
kiedy pogodzę się z tym, że nikt nigdy nie będzie chciał być z taką mną?
że nic tylko wiecznie mam się zmieniać, dostaję wytyczne, czekliste i jak się nie sprawdzę to won?
kiedy ja zmądrzeję?


niedziela, 29 listopada 2015

Dni mijają jakby je ktoś z siekierą gonił, zmarszczek i kilogramów przybywa a sukcesów jakoś nie. Chyba, że za sukces należy uznać to, że nadal się żyje. No tak, przecież mogłoby się nie żyć. I to raczej na własne życzenie. Dobrze, że niektóre życzenia się nie spełniają bo mimo wszystko warto i dobrze jest żyć, nawet jak aktualnie to życie nie rozpieszcza nas lubrykantem i popersem. Bo są perspektywy. Bo życie to jedna, wielka, tętniąca żywą krwią perspektywa. Ja  też tętnie, przede wszystkim na te chwilę jakimś takim zmęczeniem, wypaleniem i przepaleniem, ale jak się dopalę do końca, a czuję, że już ostatnie drwa się zajęły piekielnym ogniem- pozostanie plac, na którym będzie można wybudować coś nowego. Byle nie z bajki tych nowoczesnych, szklano żeliwnych molochów, które strasząc udają, że cieszą. Wolałabym coś średnich gabarytów, z cegły i z wysokimi oknami. I tak, żeby latem w środku było chłodno, a zimą żeby wlatywało słońce jak najdłużej się da.
Dużo zmian za mną, nadal za nie płacę i zbieram rachunki z zaległościami poupychane pod łóżkiem, za szafami (a nie mam ani łóżka ani szaf), leczę rany i doglądam tych, które dopiero pokrywają się pierwszą, cienką warstwą strupa, a już- muszę rozpocząć kolejne zmiany, i to nie jest kwestia wyboru czy widzi mi się a musu i koniec kropka. Dam radę. Będzie dobrze. jest dobrze. Chociaż smutno i szkoda, szkoda, że tak wyszło. I doprawdy, nie chce mi się wierzyć, że nie dało się inaczej.



środa, 18 listopada 2015

jak boli to znaczy, że dziecko żyje.
a co.
jak nie boli to niewiadomo co to znaczy
chyba, że nie żyje
życie jest proste, wystarczy poznać pewne prawidła i się ich trzymać.

wtorek, 17 listopada 2015

-w ogóle zachowujemy się jak dzieci.
-czemu?
-bo się spuszczamy nad innymi ludźmi.
-... no w sumie... ale to miłe.
-w sumie to tak.

:https://www.youtube.com/watch?v=JGhoLcsr8GA

niedziela, 15 listopada 2015

piątek, 6 listopada 2015

środa, 4 listopada 2015

Człowiek nigdy to nie wie, co na niego czeka poza ścianami jego domu.
Jedynym pewnym jest to, że zawsze coś tam czeka.
Świat i przygody.
Jest niebezpiecznie, krew może się polać, ale bywa, że to lanie jest całkiem przyjemne.

https://www.youtube.com/watch?v=w5LZ8YErl2M

a takiego M. Kocham najmocniej:
https://www.youtube.com/watch?v=THNEolxBmso

poniedziałek, 2 listopada 2015

https://www.youtube.com/watch?v=-2U0Ivkn2Ds

No i jak było do przewidzenia
po bardzo ciężkich dla mnie dniach nastał dzisiaj dzień...stosunkowo dobry.
Jutro więc znając mnie będzie jeszcze lepszy a pojutrze przedobry. Za to czwartek pewnie będzie mocno średni a piątek najgorszy.
I gniew na razie odszedł. Ale odeszły też osoby, które go wywoływały.Poszły sobie i ich nie ma. A to powoli też rodzi mój gniew. I niestety, niepokój. Sama nie wiem, z którym z tych dwóch zjawisk radzę sobie gorzej. Albo nie radzę sobie mocniej.
Utożsamiam moje serce z kulką do qiditcha z Harrego Pottera. Jest małe, twarde, wiele przeszło, ale ma wstrętne skrzydełka, które telepią jak pojebane i drażnią od środka.
Zaraz od tego kichnę.
A ten gniew jest wielki i nie zna granic. I mimo, że pokazuje światu tylko jego malutką część, świat nie jest gotowy nawet na tę cząstkę. Mówią mi "gniewasz się? wybuchnij!" a kiedy chcę, widzę wyraźnie, czuję, że mam przestać. Bo nie będzie co zbierać. Więc zostaję z tym gniewem.
I mam wtedy głupie myśli. Bo jak mam się odgniewać z małą szkodą dla otoczenia? Muszę się odgniewać moim kosztem. A skoro nie robię już tego i owego to na myśl przychodzą mi absurdalne pomysły.
Ostatnio bardzo kuszące wydawało mi się zrzucenie samej siebie ze schodów.


Ale nie o tym
Bo jest dzień dobra przecież.
Więc jest. Tyle

niedziela, 1 listopada 2015

Nawet jakbym bardzo chciałą (a chcę trochę, na bardzo chcienie nie mam czelności i nie jestem gotowa na konfrontacje z tym, co z tego wyjdzie) to nawet nie mam z kim się spotkać.
Wszyscy chcą mnie albo chorej i to najmocniej jak się da
albo chcą mnie w niecnych zamiarach
albo jedno i drugie
a ja bym chciała z kimś pospędzać czas. przyjemnie, a nie na NIC NIE ROBIENIU do kwadratu. Na takim nic nie robieniu bez kwadratu. I żeby tam gdzie byśmy spędzali ten czas było ciepło. I pachniało ksiązkami i mlekiem. I żeby były tam magiczne ciastka od któych się nie tyje a w których jest dużo, dużo czekolady. I chciałabym żeby ten kotś kto spędzałby ze mną ten czas ze mną rozmawiał. Nie najwięcej na świecie, ale żeby czasami o coś zapytał, żeby wysłuchał z zainteresowaniem, skomentował. Żeby był mną zainteresowany. I żeby pogłaskał mnie po głowie, albo nawet przytulił, chociaż to już wiem- jest wiele, jednak byłoby mi miło..
To tyle z list moich życzeń. Więcej nie śmiem chciec. Zresztą, nawet to co wymieniłam wyjżej to za dużo, przynajmniej chyba ja na to nie zasługuję spoglądając na moje różne poporzednie relacje. Nie wiem, może źle wybierałam, może ci źli wybierali mnie, ale nie przypominam sobie tych wszystkich, dostępnych innym przyjemnośi jak:
a zresztą, nieważne.
Nie ma to nie ma.
Wiem jedno, mam dość ludzi z twarzami utkwionymi w telefonach komórkowych, kiedy ja siedzę obok i czekam. Czekam na cokolwiek.
Ale niedoczekanie moje.
Za wiele rozlanego mleka. Jedna szmata go nie zgarnie. Koty dawno poumierały z przejedzenia. Na tym mleku można się już co najwżyej poślizgnąć. Radzę zmienić podłogę albo od razu najlepiej lokum.
Czas zmian.

sobota, 31 października 2015

https://www.youtube.com/watch?v=k-Lb7jGuNYE
A dzisiaj to przyszły wieczorem duchy. Wyraźnie to czułam a nawet i się bałam.
Tak, bałam się ciemności. Znowu. Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy. To był naprawdę spory, nieudawany strach, który mimo mojego wczorajszego stanu (wyczerpania) nie pozwalał mi usnąć. Męczyłam się, nieustannie otwierałam oczy, rozglądałam się, nasłuchiwałam.

Moje życie polega na wiecznym nasłuchiwaniu i na czuwaniu. Kocham sny, śnienie, ale sam proces snu jest u mnie mocno zaburzony. Nawet pod czas spania myślę i jestem czujna, gotowa do.. do ataku, do obrony? Takie spanie potrafi wykończyć.
Ale takie spanie przeplatane strachem, przerażeniem w ciemności, przypomina mi o dobrych dla mnie czasach. Czasach, kiedy jeszcze czegoś się bałam. Wracam?
A jak wracam to to dobrze czy źle?

Idę z psami na spacer. Jest piękny, sobotni poranek. Świat na nas czeka.
A ja mam dość odrzucania jego zaproszeń.
Wychodzę.

piątek, 30 października 2015

szkoda, że najmądrzejsze są rzeczy, których nie da się zrealizować. wymyśliłam prześwietną formę terapii i każdy mógłby ją wykonać na sobie sam. nawiązanie dialogu z samym sobą za dajmy na to pięć lat. gdybym ja teraz, pogadała ze mną pięć lat temu, mocno tamtej sobie bym pomogła. co prawda, tamta ja przeżyłaby szok widząc te mnie w tym miejscu gdzie teraz jestem, ale dużo mądrości bym sobie przekazała. jak np. nie przejmuj się tak facetami, wcale nie musisz być chuda- od tego wcale nie zależy twoje życie, możesz nie być idealna, itd. z kolei obecna ja, chętnie zapytała by te za pięć lat jak sobie poradzić z całym tym gniewem i rozdrażnieniem i czy to się w ogóle da, bo jak nie to to też jest jakaś wiedza. i zapewne znowu ta ja za pięć lat nie będzie tym kim teraz mi się wydaje, że będzie/ będę, ale coś czuję, że mocno by mnie uspokoiło to, że wiele spraw, które dzisiaj wydają mi się nie mieć rozwiązania- jakoś przestaną wtedy w ogóle istnieć

rozdrażnienie level hard.



wtorek, 27 października 2015

Czas leczy rany
nie wiem kto to wymyślił
ale chyba ten, kto dostał w dupę raz i to niezbyt mocno
bo ile można zbierać tych kopów i się podnosić i dalej uśmiechać
to nielogiczne i nieekonomiczne
ja już np. nie mam chęci.
tak.
ja.
stałam się tą osobą.
zgorzkniałą, smutną.
ja.
wiecznie wesoła, celebrująca życie, uśmiechnięta nawet kiedy dookoła lała się krew, chociażby i moja
ale gdzieś po drodze, straciłam o kroplę krwi za wiele.
i ta jedna, malutka kropelka przelała czarę goryczy

i ja nadal pamiętam radość, szczęście i uśmiech
ale nie umiem już wrócić

nie wiem, może to taki stan, etap życia, tego zresztą sobie życzę.
ale jakoś nie widzę już nic.
i nie chcę już widzieć
bo zmęczyłam się patrzeniem, szukaniem na siłe pretekstów do radości.
szukaniem czegokolwiek po cokolwiek

depresja
pod
presją
jestem pod presją i pieprzę bycie nad.
Podejdź i zanurz się w nią
aż do dna
w kryształową jej toń.

poniedziałek, 26 października 2015

https://www.youtube.com/watch?v=-2U0Ivkn2Ds
ta piosenka świetnie odzwierciedla mój nastrój.

cholerny border, nie ogarnę.a w mojej głowie znowu. znowu. Ty wiesz co w niej jest znowu, wiesz dobrze, bo się do tego przyczyniasz. jak można tak przyjść i pójść? jak można zrobić zamęt i nie posprzątać? szlag, ludzie, sprzątajcie po sobie. albo nigdy się nie pojawiajcie.

i to fatalne rozdrażnienie. chcę czegoś, nie wiem czego. najchętniej wyrżnęłabym głową o beton, ale tak z całej siły i to nie mojej, bo we mnie jej za mało, a z całej siły tego przeklętego rozdrażnienia. niech ono przemówi i da mi spokój, bo ten stan nie może już dłużej trwać. nie mam sił. wymiękam. to nie jest kwestia zachcianki i masturbacji cierpieniem, ja jestem osobą chorą, choruję sama na siebie. zastanawiam się: czemu ja? czemu nie dostałam raka, czemu nie dostałam choroby wenerycznej, czemu nie mam problemów z sercem- tych kardiologicznych. czemu mam siebie i czemu choruję na siebie? ile to ma trwać?
to nie jest zachcianka XXI wieku, ja jestem osobą niezdolną do funkcjonowania w społeczeństwie. wiem, że zawsze coś się znajdzie. wiem, że wiecznie będę uciekać, chować się. przed sobą.
ja już nie wiem kim jestem.
i nie chcę wiedzieć.

chciałabym żeby ta energia magicznym sposobem mogła ze mnie wypłynąć tak jak we mnie wlazła. i malowanie, owszem, nieco pomaga. ale nieco i nie na długo. skoro ono mnie nie wyleczy to co? to już dawno przestało być śmiesznie romantyczne.
jak energia ma wypłynąć jak nie ciałem? przecież to wszystko rozchodzi się o autodestrukcje. to nie jest normalne. zwierzęta chcą trwać za wszelką cenę.


Dobry Boże.
znowu znowu
skąd w tej głowie... ?
czemu mi to robisz?
ja mam prawie 30ści lat. a nie 17ście, a czuję się dokładnie jak zwykłam się czuć kiedy byłam nastolatką.
nie wiem już nic.
może nigdy nie wiedziałam, ale ostatnio jest ten czas kiedy ta niewiedza mnie zabija. dosłownie. nie mam już na nią sił. nie wiem co będzie jutro, pojutrze, nie mam celu, nie mam nikogo, nie mam nic.
mam siebie, ale dziś to nie starcza.
wczoraj też nie.
wiem, że myśli moje idą w jednym kierunku.
Wiesz.
...
Kurcze. a było to przecież możliwe, raz, kiedyś? czy się mylę? może to też wytwór mojej wyobraźni i paranoi? to było niemożliwe zawsze?
ale wydaje mi się, czuję że, było bardzo blisko.
i ten cholerny zapach.
uwierzyłam, że się dało.
Kocham jesień. Okazało się, że całe życie żyłam w kłamstwie. Sama siebie oszukiwalam. Bo chciałam. Uważałam, że jestem jesienną panienką i że urodziłam się na jesieni żeby cieszyć moja osobą świat. No dobra, raczej osobistością. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zaledwie kilka tygodni temu dowiedziałam się, że przyszłam na świat u schyłku lata. 27 lat i takie obciążenie. Bez znieczulenia. Jak to się stało? Według moich obliczeń, wynika, że zostałam poczęta późną zimą lub wczesną wiosną a urodziłam się umierającym latem. Wychodzi na to, że do każdej pory roku mi bliżej niż do mojej ulubionej. Może dlatego najmocniej za nią przepadam? To jak z miłością, zwykliśmy biec za kimś kto najchętniej nam spierdala. Przewrotność. Na szczęście, na ból dupy mamy emo żel. 




sobota, 24 października 2015

Pierwszy raz postuje z telefonu komórkowego, sory,  wroc- ze smartfona. Więc nie wiem jak to będzie i jak to Wyjdzie.
Chciałam się pochwalić, że
Ze
Zeeee
Że mi bardzo źle
Ale jestem dorosła i nie chce już płakać. Skoro nie mogę się uśmiechac to poplacze a później będzie cisza i pewnie długo długo noc by to owe nic kiedyś tam zmieniło się jednak w coś. I to przyszłe, potencjalne coś jest warte tego żeby teraz było raczej nieciekawie i łzawo.
Modlę się tylko do Boga żebym znowu nie wpadła. W mroczne arkana życia. Znam siebie i wiem, że mogę. Mogę i już. I już nawet nie wiem czy nie chce. Na pewno chcę chcieć. Chcę płynąć. Ale nie wiem jak to rozpocząć nawet. Trochę straciłam kontakt z tamtym światem. I chcę sie schować. jak zawsze. Jakby mnie nie było. Ale jest jak? Jest dobrze. Oczywiście. Bo co? Bo żyje.

piątek, 23 października 2015

Każdy z nas ma swoje demony
ale cały sęk tkwi w tym, żeby samemu nie stać się tym demonem.
Nie liczę godzin i lat
To życie mija nie ja

Bliżej Gwiazd
Bliżej dna
jestem wciąż taka sama
taka sama
https://www.youtube.com/watch?v=rSktfVJc_IM&list=RDrSktfVJc_IM

Kocham Cię życie nad życie!
A co.

środa, 21 października 2015

Co może przynieść nowy dzień?
WSZYSTKO.
Dosłownie i w przenośni, WSZYSTKO
I przynosi owe wszystko. Pod różnymi postaciami. W śpiewie ptaków, w chłodnym powiewie wiatru, w śmiechu dzieci, w zapachu szybko kartkowanych książek.
Wszystko nas otacza i tylko czeka aż otworzymy na Nie oczy. Otworzymy- tym razem w przenośni. Bo i na ślepego czeka to to Wszystko. Ale nie na niewidzącego.

Życie polega na umiejętności wychwytywania tych rozkosznych, małych niuansów. Jeżeli nie umiemy tego robić, jesteśmy kalecy. Osoby niepełnosprawne najczęściej wybierają najciekawsze i najbardziej wartościowe niuanse ze wszechmiaru.
Wniosek jest taki, że niepełnosprawność otwiera nas na potęge piękna i świata.
A pełnosprawność, czyli tzw. pełnia sprawności często zamula blotem nasze oczy. Ale te oczy wewnętrzne.
I pozostajemy sobie. Niewidzący i z gównem w środku. Wpełnieni śmierdzącym błotem aż po boki.
A świat dookoła kusi i kusi.
Wzywa.
Ja idę bo mam dość marazmu.  
My już, jako ludzkość nie potrafimy za bardzo się dogadać. I proszę mi nie mówić,że nie wiem o czym gadam, że kiedyś wcale nie było inaczej, bo wiem, że było. mam tego niezwykłego pecha, że pamiętam czasy, w których ludzie inaczej współdzielili przestrzeń. lepiej. i te wspomnienia są dla mnie przekleństwem. wolałabym za nimi nie tęsknić. Teraz wszyscy są wszędzie, w jednym momencie. siedzimy se w jednym pomieszczeniu, ale każdy z głową w dół, ze wzrokiem wlepionym w komórkę, w laptopa i niby to "na chwilę", "tylko coś sprawdzam" i z kimś gadamy, e-gadamy. status "zaraz wracam" tyle, że nie online, tylko w realu. nawet w sumie nie wiemy z kim tak e-psioczymy bo już nie pamiętamy kiedy te oto osobę na żywo widzieliśmy. a jak ją miniemy na ulicy to jej nie rozpoznamy, albo rozpoznamy, ale udamy, że jej nie widzimy, bo jak zauważymy to trzeba się przywitać, a jak to tak.. i się chichramy jak pojebani do tych urządzeń, bo w sumie nie do osób, które jakoby ten śmiech wywołały. i gadamy wszyscy do siebie, pod nosem, a zapytani "co mówisz?" już bez skrępowania odpowiadamy: "nic. do siebie" i nikogo już to nie dziwi, bo każdy gada do siebie. przecież. a jak już dochodzi do konfrontacji na żywo, czyli to jest do dialogu, to czuć jakieś napięcie, stres, rozmowa się nie klei, słowa padają nie takie jak trzeba i nie wtedy co trzeba. Boże Drogi, czemu jest tak, że ludzie niby chcą się dogadać a z tego nie wychodzi nic. nie wiedzie jak często słyszę "Ewa, jak ty ładnie mówisz" a cały sęk tkwi w tym, że.. ja mówię. i całkiem umiem to robić. i lubię. ale przeważnie nie ma z kim. więc też wchodzę w klimat podnosowego plotkowania do siebie.

poniedziałek, 19 października 2015

Dzisiaj jest dzień przytulania dziewczyn.
To się przytulę, a co.
Przecież dwie ręce mam. nanana
Se siedzę, se robię. Nie tak jak do końca chciałam, ale lepiej tak niż inaczej. Na to wychodzi. A telefon lubi dzwonić z nowinami. Jak widać, także z tymi dobrymi.


czwartek, 15 października 2015

A ta nasza pieczara wcale nie jest taka straszna jak nam próbowali wmówić. Jedyne co musimy zrobić to nie pozwolić sobie dać im wiary. 
IM.
To znaczy wszystkim spoza.
Tym złym?

Tu jest całkiem przyjemnie. A zimno nie jest takie zimne, ma w sobie jakieś tajemnicze ciepełko. Głównie po temu, że to zimno jest nasze czyli znane. Trzeba je szanować i kochać. To nasz dom. Trzeba trochę pozmieniać myślenie. Uświadomiłam sobie, że od kiedy wyszłam z domu rodzinnego tj. czyli od 12stu lat, każde miejsce w jakim przebywałam traktowałam jako poczekalnie, noclegownie. Zawsze dziwiłam się wynajmującym, którzy najmowane lokale traktowali jako własne mieszkania. Malowali ściany, kupowali meble, dywany, coś naprawiali, zmieniali, i to nie na koszt najemcy a na własny. I to z radością. A ja stałam czy siedziałam z boku i gapiłam się na to wszystko z politowaniem. 
Teraz już wiem, że nie ma sensu czekać. Bo nie wiem już nawet na co. Na własne mieszkanie?
To są moje mieszkania. Ja jestem moim mieszkaniem. 
Czas zacząć godzić się z tym, że malowanie ścian w obcych mieszkaniach może dać mi wiele radośći. I że te mieszkania są też troche moje. 
No i kolejny dzień. Wstał, był, a teraz chyli się ku upadkowi. Przynajmniej mój dzień. Bo za dosłownie kilka godzin pójdę spać. 
Cykl dnia jest mi potrzebny. Już pomijając to jak bardzo jest potrzebny ogólnie, światu. 
Pragnę ram, pewniaków. A jako, że nie mam ich ani w pracy, ani w życiu uczuciowym, ani towarzyskim (wszystko jest płynne i niepewne, zbyt płynne i niepewne) to jedynymi z nielicznych pewników jest dla mnie to, że po nocy nastanie dzień a po dniu noc. I tak w kółko, Macieju. Był czas, że na własne życzenie mocno sobie namieszałam w proporcjach doby, całkowicie czasami pomijając potrzebę snu. I wtedy sama te ramy se zabrałam. Głupia, głupia, tamta ja. Tak niewiele mam a sama to oddawałam. 

Ramy.
Bardzo mnie to uspakaja i nadaje mojemu życiu dużo sensu i jakości.
Jakości.
Ble.
Kolejne pewniki to godziny spacerowe mojego psa. Nieważne co się dzieje, gdzie jestem, mój pies dostaje ode mnie trzy spacery dziennie w wyznaczonych, ustalonych przez nas oboje godzinach. I to od blisko ośmiu lat. Wiem, że spacery będą i już. Koniec tematu.
Nie wiem co będzie jutro: zleceniowo, szkolno, sercowo, umysłowo. Nie wiem gdzie będę, w jakim  mieście. Ale wiem, że będzie nowy dzień zakończony nocą i wiem, że w trakcie doby wybiorę się z Bogdanem na trzy spacery.
Ten pies niejednokrotnie uratował mi już życie. Dosłownie. Kocham go.
Naprawdę kocham Bogdana. 
Chyba jak nikogo.
To mój partner życiowy.
Nikt nigdy nie dbał o mnie tak jak robi to Bogdan.
Czy to smutne?
Nie wiem.
Ja się cieszę i dziękuję Bogu za Bogdana.

Śpieszmy się być szczęśliwi , tj. częściej zadowoleni z życia niż niezadowoleni. 

Bo to, że "szczęście" nie jest stanem ciągłym tylko przerywanym i tymczasowym to wie już nawet dziecko.
Ale jeżeli więcej tego szczęścia niż mniej, to znaczy, że jest Szczęście tak ogólnie.

Ludzie szczęśliwi nie uzależniają się. Im szybciej wypracujemy sobie szczęście, tym mniejsze ryzyko, że będziemy mieli problemy sami ze sobą na przyszłość. 
Człowiek gruby już za dziecka, nawet jak schudnie zanim wkroczy w dorosłość, już zawsze będzie miał tendencje do tycia bo proces się rozpoczął. Komórki zła się rozwarły i tylko czekają na nakarmienie, na przekarmienie i na rzyganie.
Taki grubas, nawet będąc tymczasowo chudym  już wchodzi w życie z zapakowanym bagażem pt. "choroba", który tylko czeka aż uchyli mu się wieko jedną zapiekanką za dużo i jedną puszką coli za wiele- żeby jego zawartość mogła wyjść na zewnątrz i pochłonąć cały świat swojego Żywiciela. I Wierzyciela albo Wieżyciela. 

Szczęśliwi nie mają powodu żeby sprowadzać na siebie nieszczęście od tak. Są zajęci radością. 

Uzależnienie w głównej mierze pojawia się kiedy jesteśmy samotni, a samotność równa się brak szczęścia. 
Jesteśmy stworzeniami stadnymi. Lubimy otaczać się przyjaznymi ziomkami. Poczucie jedności w grupie daje nam naszą własną tożsamość, przynależymy do czegoś, tworzymy coś, jest nam bezpiecznie i komfortowo. Ciepło. Wstawanie z łóżka ma jakiś sens. 
Bez tożsamości jesteśmy nikim. 
Jeżeli wejdziemy na drogę uzależnienia, szczęście będzie już zawsze mniej istotne niż samo uzależnienie. Owszem, uśmiech będzie nawiedzał nasze twarze częściej czy rzadziej, ale będzie tylko przykrywką dla tego co się kryje w naszym wnętrzu. Czyli przykryciem pustki, głośnej ciszy i... niczego. Walka będzie nierówna, już całe życie będziemy musieli trzymać rękawice na wysokości twarzy. Owszem, można walczyć, ale czy nie lepiej nie musieć w ogóle zaczynać wchodzić na ring? 

Uzależnienie= samotność. Samotność= odczłowieczenie. Nałóg= "przyjaciel", który wypełnia i zagłusza pustkę. Nałóg= pozorne poczucie przynależności, braku samotności. Szybciej, łatwiej. I co akurat w tym przypadku fajne, bo tak niespotykane- na zawsze.

Szczęście- pojawia się i znika ale jest fundamentem nie do pokonania.
Nieszczęście- pojawia się i znika, ale kiedy znika to tylko przykryte kłamstwem.
Najważniejsza jest tutaj zasada pierwszeństwa. Które jako pierwsze wejdzie i zdominuje nasz świat już w nim pozostaje i w nim króluje.