poniedziałek, 31 sierpnia 2015

My tu prowadzimy i wespółtworzymy swego rodzaju nową rodzinę. Jesteśmy grupą ludzi współdzielących przestrzeń, wspomienia, jedzenie i uśmiech. Wkurzamy się na siebie, mamy się dość, ale wystarczy, że jedno z czegoś tam się w kącie śmieje- drugie nawet nie wie z czego, ale też zaczyna się smiać. I to histerycznie. Ale w pozytywnym sensie tego słowa. W całym tym skupisku nas, naszych rzeczy i niedoborze (wiecznym) kawy, czuję się na nowo jakbym miała naście lat, i nie jest to powrót przerażający. Dużo różnych przykrości mnie spotkało po drodze, w większości sprowokowanych przeze mnie, teraz muszę otaczać się bliskimi. I bliskość tę chłonę i mam nadzieję, że podobną się odwdzięczam.

a mi się marzy Sarbia w weekend. Doprawdy, nic większej rarości mi nie da. Mam niedługo urodziny, więc zasługuję na Sarbię. oh, Boże, Boże.

niedziela, 30 sierpnia 2015

https://www.youtube.com/watch?t=100&v=0GzCqwk_sTI

dlaczego ludzie boją się wychodzić sami. przecież wtedy są najbardziej z kimś. ale do tego to chyba trzeba dorosnąć. do siebie.
Dzsiaj w mam nadzieję- szczytnym celu straciłam kawałek jedynki. i tak mi się myślenie pogmatwało, że jakoś nawet mi nie jest ani smutno ani wkurzenie, bawi mnie to i uważam, że wyglądam całkiem zabawnie i że oby ubytek dodał mi charakteru. tj. mojej urodzie. zbyt oczywistej i byle jakiej. ale jednak dobrej. 
Jest gorąco i parno,  nie ma czym oddychać, ale mimo wszystko książki da się czytać. Nie trzeba oddychać żeby móc czytać, takie proste prawidełko, ot co.

Niektórym to trzeba odpuścić ich grzechy i przejść nad nimi do porządku dziennego. Ale tym osobom trzeba też odpuścić ich samych. Albo inaczej: sobie te osoby. Sorry, winetu, ale taki mamy klimat.




piątek, 28 sierpnia 2015

https://www.youtube.com/watch?v=2si5iJbBo8I
Miasto budzi się a w nim ja.
Teraz już wiem, że w moim wczesnym wstawaniu nie ma nic zboczonego i nie na miejscu. Budzę się razem z dniem. Obserwuję cały cykl doby, zaczynając od przebudzenia słońca, które swoją potęga rozrywa chmury, przez królujący błękit na niebie, aż po jego poddanie się szarościom, które w końću ustępują głębokiej, piegowatej w gwiazdy czerni. i to wszystko jest moje. Tylko dlatego, że sobie pozwalam na te widoki. Nie okradam się z nich śpiąc do 12stej. ten kto się z nich okrada jest zboczony. Ten, który ignoruje poranne pianie koguta, słyszalne nawet wprawnym uchem w zapiździałym mieście.
Miasto budzi się z naszymi marzeniami.
Szumem ulic woła mnie.
Nie jesteśmy sami.
Daj nam dzisiaij dobry dzień.

Proszę o dobry, dobry dzień. Zrobię wszystko żeby takim był, tyle z mojej strony. proszę o odrobinę wsparcia.
https://www.youtube.com/watch?v=CANx5RcdPdo
https://www.youtube.com/watch?v=GpCmSmbhtRs

więc chodź, pomaluj mi życie
niech świat mój się zarumieni

mój świat jest już zarumieniony,
ale czekam
na ogień
już czuję dym(ek) ogień się zbliża.
czerwień nadchodzi
a ja czekam
chodź już tu czerwienio, jestem gotowa, przyjmę CIę na klatę :D


czwartek, 27 sierpnia 2015

https://www.youtube.com/watch?v=1StijejgfZg
https://www.youtube.com/watch?v=ckovetFL8ns

Dzisiaj piątek. To początek ostatniego weekendu wakacji. I początek ostatniego weekendu kiedy ja się rozpakowuję. Także życiowo. Walizeczki, bluzeczki, lakiery do paznokci, kawałek mózgu na podłodze, serce pod dywanem, pod dywanem, którego nawet nie mam-dodam, notatki- zapisane myślami, których nie chcę zapomnieć. Rysunki, czarno białe z plamami czerwieni. Zapachy. Głównie bez i ciężkie, babcine perfumy, które nawet nie były w pobliżu żadnej z  moich babć. Żadna z nich nie była zwyczajową babwią. Obie były nadzwyczajne. Obie dziwne, trochę złe, w tym jedna bardzo a druga malutko, więc wychodzi, że obie to robiły niemal średnią bylejakości. Ale paradoksalnie, zestawione ze sobą pod czas jakiś świąt rodzinnych nie potrafiły zachować bylejakości, tylko prężnie przedstawiały te swoją oto dziwaczność.
jak na tacy. były niemal gołe od nadmiaru emocji.


środa, 26 sierpnia 2015

Poważnie zastanawiam się nad tym, czy boli mnie szczęka, policzki- od bruksizmu, którego się niedawno nabawiłam czy od... ciągłego uśmiechania się. cały czas siedzę z bananem na buzi. staram się go pozbyć, bo już po prostu nie mogę z bólu, ale nie da się. po prostu. jestem szczęśliwa. i co mam z tym szczęściem zrobić, kiedy ono aż mnie krzywdzi?
mogę się nim przykładowo dzielić :)

więc chodź, pomaluj mój świat.
nie, to ja pomaluję. świat, cały.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Zaczął się czas zmian już tak całkiem serio, serio. Przeprowadzka, praca, idę też na nowe studia. 
Nie mam złych myśli. Mam dobre myśli.
Mam wenę, chęci i radość.
I chcę tą radością się dzielić. Chcę współtworzyć. tworzenie jest mniej przyjemne i mniej wartościowe niż współ.
wespół
na pół.

Dziękuję za to wszystko co mam.
Głównie to za oczy i za ręce. 
Nie wiem kim bym była bez moich oczu i rąk, ale na pewno kimś zupełnie, zupełnie innym. 
A jako, że na nowo lubię i kocham siebie, nie chciałabym być kimkolwiek innym.

 

sobota, 22 sierpnia 2015

Jestem Nowym Buddą.
Siedzę, stoję i chodzę.
To co było takie straszne i duże okazało się, że wcale takie straszne i duże nie jest. To co było takie niebezpieczne i nieprzyjemne, pod czas bliższego poznania okazało się być bezpiecznym i przyjemnym. To co obawiałam się, że mnie zabije- uratowało mi życie. A to, co miało uratować mi życie- chciało mnie zabić. 
Ale. Co nas (jednak) nie zabije, to nas wzmocni. Prawdy, prawdy, ludowe powiedzonka, w których zaklęta jest niesamowita moc i wiedza. Kiedyś ludzie tyle nie gadali, niewiele też pisali, więc to co sobie przekazywali miało naprawdę sporą wartość. Niby pretensjonalne przekazywanki, a  jednak po pewnych doświadczeniach w życiu,  już tylko ich możemy słuchać i już tylko w nich widzimy jakikolwiek sens. 
Głębszy, płytszy, ale jednak sens. 
Jestem bardzo dumnym z siebie człowiekiem. Nie chcę żeby ktoś był ze mnie dumny, Bo i po co i niby kto miałby to być.  Ja sobie nie roszczę praw do bycia dumną z kogokolwiek, to takie protekcjonalne i nachalne. Mogę być co najwyżej (i aż) dumna z siebie. I jestem. 
Najzwyczajniej w świecie, chwyciłam Bestię za łeb i go jej ukręciłam. przy samym tyłku. Nie będzie mnie już nagabywać, szczególnie kiedy mi smutno. 
Kiedy będzie mi smutno, po prostu będzie mi smutno. a ja to przetrawię, pójdę spać, wstanę i smutku już nie będzie. Bo tak to się odbywa. Nie trzeba zaraz chcieć zabić tego smutku, miażdżyć go i udawać sama przed sobą, że jest super. Bo nawet jak na tę sekundę nie jest, to kiedyś będzie. 
Emocje są dobre, jakiekolwiek by nie były. BO SĄ.






https://www.youtube.com/watch?v=0G3_kG5FFfQ

https://www.youtube.com/watch?v=MEl4t3ZdeO8


no i co... kąpiel, spacer i piszemy, piszemy.
a sen znowu  był. Dziękuję Ci Wszechświecie za siłę żeby być mną.



piątek, 21 sierpnia 2015

http://sielinko2015.tumblr.com/post/127237656400/po-wigilii-poniedzialek-03082015-cz-4
To już chyba będzie pełna recenzja spotkania na szczycie. szkoda, że ono już za nami a nie przed nami, może zorganizuję coś podobnego w Sarbi :)
W SUMIE.
...

Wychodzę z domu, na świat, którego nie tyle co tak się bałam, a przed którym się byłam i jestem tak przestrzegana. i byłam na imprezie, niemałej, pełnej ludzi, wspomnień czarów i innych takich, nieborakich. I nic. żaden szlag mnie nie trafił, okazało się, że świat widziany okiem czystym jak łza Maryjna też potrafi być piękny i wcale nie trzeba ani zazdrościć ani współczuć tym, którzy wybrali inny sposób na zabawę. bałam się swego czasu, że kiedyś się stanę albo zupełnie "tą złą", albo z kolei, znając moje zamiłowanie i skłonności do przesadzania- pójdę w odwrotną stronę i to co dotychczas lubiłam, nagle zacznę bojkotować jako największe zło tego świata. ale nie. mam rozum, mam emocje- które poznaję, rozkładam na czynniki pierwsze a przynajmniej mniejsze do bezpiecznego dla mnie momentu, a nie jak kiedyś- do chwili, kiedy wszystko mam już tak przeanalizowane i to z miliona stron, że z początkowego zjawiska nie zostało już zupełnie nic oprócz materiału naukowego. celebruję uczucia. smutek i wesołości są mi coraz mocniej znane i ukochane. niedługo wejdę na poziom wyższy, to jest na gniew, ale jeszcze chwili mi potrzeba. chociaż kto wie co przyniesie ten dzień:) może to właśnie on i może to dziś skupię się na mówieniu kiedy coś mi się nie podoba, kiedy ktoś robi mi przykrość, ale w sposób nieobrzydliwy a co najważniejsze- bez wstydu, że ktoś odkryje, że mnie śmiało coś zaboleć. i pokazując emocje, jakie sprawa dla mnie ze sobą niesie, a nie je chowając jako ta dama i mówiąc "ok, ok". jeśli będę zła, to mam prawo pokazać, że jestem zła. takie proste, a tego nie wiedziałam. i to mnie tak okrutnie blokowało, że uwarunkowało mi połowę życia.
mam prawo żeby czuć.
mam prawo mówić o  moich uczuciach
pokazywać je
pewnie większość z Was to wie i praktykuje. o ile nie od swojego 'od zawsze' to od bardzo dawna.
ja o tym słyszałam, ale myślałam, że to kpina
a tu nie.
kolejna mądrość Ewuni
Uczucia nie są złe, złym jest chowanie ich po swoich kątach.

fajnie jest się poczuć jak turystka we własnym mieście. w adidasach na stopach, leginsach, bluzie i plecaczku wędrowniczku, a co najważniejsze- z przyjaciółką u boku, przemierzać ulice ukochanego miasta nocą w poszukiwaniu czegoś. przygód. a te przygody są wszędzie, głównie to w nas, naszym patrzeniu na świat i śmiechu, który towarzyszył nam całą poprzednią noc. chyba stajemy się powoli 'paniami, które mają po 30ści lat, ubierają się jak gówniary bo rozpaczliwie chcą być jeszcze młodzieżą i wmawiają sobie, że nią w rzeczy samej są", wiecie, te laski co ta rzeczywiście młodość, patrzy na nie z politowaniem i mówi "stare a głupie", haha. cóż..
Ezoteryczny Poznań.

Piszę i sprawia mi to przyjemność. jak zawsze, największą z możliwych.





Głęboko wierzę w symbolizm snów. szczególnie moich. mój mózg pracuje we śnie najsprawniej. cały dzień gdzieś przetaczał mi się wczorajszo-nocny Sen. już go rozumiem. rozumiem co do szczegółu.
i co do ogółu.
niesamowitość.

czwartek, 20 sierpnia 2015

Dzisiaj miałam Sen. Pierwszy, Prawdziwy, pełnowartościowy a nie taki 'prawie-prawie' a bardziej to na niby niż na serio. Był głęboki, wielowarstwowy i jedyne co go zdradziło, że jest Snem a nie Jawą to właśnie ta zbytnia prawdziwość i piękno.

Byłam w górach i w dodatku gdzieś na wzniesieniu i przyglądałam się kotlinie wypełnionej gęstą, parującą mgłą, unosząca się coraz wyżej i wyżej.
W tle, gdzieś na horyzoncie majaczyły ledwo widoczne góry, długie, tuziny nieskończenie wysokich pasów.
Noc właśnie ustępowała miejsca wczesnemu porankowi, było jeszcze ciemno, ale już na niebie pojawiały się jakieś granaty, fiolety, mleczne szarości.
Potem punkciki jaskrawego różu, żółci.
Siedziałam na wielkim głazie i majtałam bosymi stopami.
Rozejrzałam się dookoła trochę niżej i dalej- byłam na polanie, która nagle okazała się bezkresna, za mną roztaczał się mroczny las.
I wtedy własnie zaczęłam się zastanawiać: czy to jawa  czy to sen? bo tak pięknie, tak pięknie, że aż niemożliwie...
I pomyślałam sobie, że szkoda, że tego nie widzisz.
Że szkoda, że Cię tu nie ma, bo może wtedy byś zrozumiał.
I pokochał życie tak jak ja. I zobaczył kim jestem i kim jesteś Ty, kim, czym jest natura, poczułbyś ten nieskończenie potężny oddech w piersi, który teraz świdrował moje wnętrze.
Zobaczyłbyś tak jak ja teraz widziałam, Najpiękniejszy Widok.

Ale, że wiedziałam, że Ciebie nie będzie i znowu- szkoda, szkoda. SZKODA.
Wtedy podbiegł do mnie Bogdan. I zniknął. I kiedy wypatrywałam go między drzewami, niepostrzeżenie, zjawiłeś się Ty i usiadłeś przy mnie.
Patrzyłeś w dal, podziwiałeś.
Ogarnął mnie spokój, nawet nie radość, raczej cisza. Bo cisza może ogarnąć wnętrze człowieka. Spojrzałam na Ciebie i podziwiałam to jak Ty podziwiasz Świat.
Dziękowałam Bogu za to, że pozwolił mi Ci to pokazać.
I wtedy jakaś wrzawa. Z lasu wybiegł wielki, krępy pies. Bogdan stał na wzniesieniu, naprężony, gotowy do ataku. Nowo przybyły wyraźnie ostrzył sobie zęby na Bogdana.
Wiedziałam, że mój pies w walce nie będzie miał żadnych szans. Ruszyłam przed siebie, wskoczyłam pomiędzy dwa żywioły i rozłożyłam ramiona nakazując im się zatrzymać. Psy stały. Zerknęłam na Ciebie. Wstałeś. Przyglądałeś się.
I wtedy tamten krepy pies ruszył na mnie, a właściwie chciał mnie minąć i zaatakować Bogdana. Skoczyłam na niego i chwyciłam go za kark, podniosłam łeb od tyłu, uniemożliwiając mu ugryzienie mnie. Bogdan biegał dookoła i wył.
Nie dawałam rady. Spojrzałam na Ciebie, błagając wzrokiem żebyś mi pomógł. nie widziałam Cię. ...Stałeś koło mnie i jakoś ściągnąłeś ze mnie to bydle, a może mnie z niego, pies na chwilę się zatrzymał ale znowu ruszył za Bogdanem. A Ty za nim. Kiedy już myślałam, że wygrałeś, zrezygnowałeś.
-Nie będę bronił twojego psa.- Powiedziałeś i zniknąłeś w lesie. Zaraz za Tobą pobiegł Bogdan a za nim Bestia. Siedziałam i płakałam, pewna, że Bogdan tego nie przeżyje i załamana Twoją reakcją. To, że nie ratowałbyś mnie przeżyłabym, ale Bogdana?...
Znalazłam się w jakieś drewnianej, rustykalnej chacie. Siedziałam i szlochałam. ktoś mnie szturchnął.
...Mokrym, małym nosem. Bogdan!
Drzwi od chaty się otwarły i wszedłeś do niej Ty. I jeszcze ktoś, jakiś inny mężczyzna. Byliscie widocznie zadowoleni, roześmiani, dumni.
Nie wiem kim był Ten Drugi ale go znałam, Ty też. Czułam między Wami więź, ale między nami wszystkimi też.
-Byliśmy na polowaniu.- Powiedziałeś.
-Bestia pokonana.- Powiedział Ten Drugi.
A mi się zrobiło tak wesoło smutno.


Życie zyskuje z każdym dniem na nowej, lepszej jakości.
Z tak zwanych Ewuniowych mądrości:
żeby żyć dobrze, trzeba kochać siebie.
wtedy nie trzeba właściwie nie da się już bać
Bo czego
Skoro ma się siebie
I to coraz mocniej

czuję wyraźnie jak odzyskuję siebie
Znowu jestem moja, a nie wszystkich lub niczyja
Myśli na nowo są w głowie a nie na głowie, lub nie ma ich wcale
Sporo się napracowałam żeby być tu gdzie jestem teraz
Kosztowało mnie to wiele
Zapłaciłam z własnej kieszeni, chociaż nie pieniędzmi
Ale to jeszcze nie koniec wydatków, raczej początek
Niemniej, koszta poniesione być muszą
Takie życie, takie życie
Nie jak w Madrycie
Tylko jak w Polsce, a tu jest najlepiej, oczywiście :)

Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie to, że Świat jest jednak chociaż trochę dobry
I jeżeli ma się dobre chęci to On wspiera i wyciąga dłonie



środa, 19 sierpnia 2015


"Biała Dama"

Lubiła poudawać, że jest wyjątkowa
Z głową wysoko w chmurach
Z palcami na cesarzową
Albo inną Maryję
Szła
I tylko nosem pociągała

Pytana czemu to tak
Mówiła, że się przeziębiła
Bo wiatry dzisiaj takie ostre
A ona jest Damą
I ma delikatny środek

Wiatr ją podarł od środka, taka z niej miernotka

Nie bała się niczego a na pewno już nikogo
Był taki czas
Że bała się ciemności, ale dawno było to za nią
Bo już nie wiedziała
Kiedy jest dzień a kiedy noc
Kiedy jest jasno a kiedy jest ciemno
Więc miała wybór: albo bać się nieustannie, albo nie bać się wcale

Wybór dokonany być musi
Nie bała się wcale, do czasu
Aż przestraszyła się
Siebie
I o siebie
Bo jej wyjątkowość nie była już w jej delikatnym środku
A była dokładnie wszędzie poza nim
Głównie to na ulicy i na językach innych

Nie chciała już wychodzić
Żeby głową o chmury innych za nos wodzić
...
Nawet jakby chciała to nie mogła
Bo nogi, takie zgrabne
Nie należały już do niej
A do nich
Jej głowa nie należała już do niej
A do nich
Jej głos nie należał już do niej
A do nich

Tylko Ci "nich"
Wcale nie chcieli czegokolwiek od niej
Teraz
Ani tak naprawdę
To
Nigdy
Lub
Kiedykolwiek

Straciła wszystko
Głównie
To
Strach
Przed
Ciemnością

Zyskała
Nic
Głównie
To
Strach
Przed
Ludźmi
I
Przed
Sobą
A
Ona
Człowiekiem
Już
Dawno
Nie
Była

Biała Dama się rozpływa
Wiatr co targał jej środeczek
Zaczął drzeć jej mordę
Bo twarz straciła dawno, gdzieś tam
Chyba
W
Tych
Jej
Chmurach

Chciała to ma
A właściwie to chciała nie mieć
Więc nie ma

Biała Damo
Zacznij się bać Nocy
Bo Noc jest od bania
Kto się jej boi
I przed nią ukorzy
Temu być może jeszcze się ułożą losy



https://www.youtube.com/watch?v=vhuW6Pvwj4I

Nie od deszczu oczy mokre
a od łez

Wróciłam
Ale droga przede mną
niekrótka
właściwie taka- mam nadzieję, całkiem długa
 którą będę już człapać do końca życia
 no bo, przede mną reszta życia
a żeby żyć
trzeba żyć

jednak głowa o ileż zdrowsza, a mózg świeższy i bardziej przejrzysty.
słońce takie ciepłe, sól taka słona a ciepłe mleko takie słodkie i takie.. ciepłe.

to glukoza sprawiła, że na nowo mam siłę podnosić rękę do góry
a kiedy ciało jest silne to ma siłę nosić ciężki i parujący mózg

wcześniej:
"ale była tylko pusta głowa, która chciała się napełnić
czymkolwiek, byle po same uszy,
których jeszcze nie miała
a jak mam ci wlać myśli
skoro nie masz nawet uszu
jesteś niczym?"
-że zacytuję samą siebie.


I  jakie plany na przyszłość mam
, na dziś. a wczoraj też było udane.
i zdrowe. i pełne. i moje.
co moje to moje.
chwytam i nie chcę już puścić.

Jestem spokojna o siebie.
Tak jak się boję
A ten strach zapewnia mi spokój
Zrozumie ten, kto był tam gdzie i ja byłam.
tylko ten, nikt poza.

a to nad czym pracuję teraz.
nie chwaląc się, bo może być różnie, a jak będzie to bez znaczenia bo i tak będzie najlepiej
to po prostu projekt życia
i to czterotorowy, ale kolej jedzie w jednym kierunku, mimo, że na czterech szynach
a te szyny nie rdzą są pokryte a nadzieją, zdrowiem i uśmiechem

idę, idę.
a kto chce stać, niech stoi.
ale jak mogę pomóc iść to słucham
może pomogę a może nie

bo ja nic nie muszę
ja mogę

i kiedy mogę a nie muszę to jakoś da się więcej, prawdziwiej.

i nie o tym już tylko mówię, nie o tym. a ogólnie o świecie.



sobota, 8 sierpnia 2015

poważnie myślę o pewnej wystawie i to zdjęć. taak, ja i zdjęcia. ale te zdjęcia już są. jeżeli ktoś mnie zna i wie mniej więcej gdzie migrowałam myślami, ten mniej więcej powinien się spodziewać o co chodzi. właściwie chciałabym  żeby była wielopoziomowa:

podróże: małe- duże
zmiany- nie zawsze na lepsze
niezapominajki- ale o co chodzi?

ale to jak wrócę. a może nie. nie wiem. muszę pomyśleć, a to myślenie wychodzi mi coraz lepiej. ten rok jest naprawdę bardzo ważny. i wszystko nabiera tempa.  i ja już się nie boję. przyjemnie jest znowu się nie bać.

trochę będzie mnie to kosztować, całe to 'wydarzenie'. i nie tylko mnie. a jak wiemy, tam gdzie w grę wchodzimy 'nie tylko ja i mnie', trzeba mieć zgodę tych i tamtych. a nie wiem, zupełnie szczerze czy mi się uda ją a właściwie je uzyskać. możliwe, że wcale nie. i nie będę zła. zrozumiem. może to nawet lepiej. chyba proszę o brak zgody.

mimo, że jakoś idzie do przodu, to jednak coś idzie do tyłu. bo stoi. i grzęźnie. samo się topi. i bulgoce. a ja nie mogę.. przejść nad tym do porządku dziennego. nie umiem. może za głupia i za mała jestem, ale nie potrafię. wybacz mi Ewo, że Cię katuję, tym mocniej, że nie umiem Ci pomóc. Nie umiem wytłumaczyć Ci,  że nie. Że jesteś za mało dobra i nie pasujesz. Że chęci to za mało. I energia to za mało, chyba nawet ta energia tutaj jest kluczowym elementem tego całego "NIE". nie tędy droga. musisz zmienić kurs i iść gdzie indziej. musisz, musisz, ale czy możesz?... ewo, ewo ty lebiego.


Chciałam Wam powiedzieć, że
i pochwalić się,
że
od jutra mnie nie będzie
i chociaż nie wiem czy będę miała do czego wracać,
to wiem,
że będę mądrzejszym człowiekiem.

bardzo się cieszę na te niedzielę. bardzo.

i chociaż tęsknie za osobą, którą byłam kiedyś, chociaż te nową mnie lubię, mimo, że jest trochę dziwaczna, to perspektywa nowej mnie jest zachwycająca.
boję się tylko jednego,
że niektórzy wtedy dla mnie dużo stracą. że już nie będę chciała.

bo już raz to zostało przewidziane.
powiedziane i zastane w niedalekiej przyszłości jako fakt dokonany.


piątek, 7 sierpnia 2015

Zgrabnie napisana książka, dobrze zaśpiewana piosenka to takie, które niezależnie od treści jaką za sobą niosą, dają odbiorcy poczucie, że to utwór nie tylko kierowany do niego, co właśnie o nim. albo dokładnie na odwrót- czyli!- no nadal o nim...

ostatnio książki same wpadają mnie w ręce, a to moja szalona sąsiadka poetka znowu zostawi kilka/naście tomików przy windzie, a to ktoś mi coś podrzuci, a to Mama, a to sama kupię...

trzymam w dłoniach coś czuję- książkę niezwykłą. i jak to ja, poznawanie rozpoczęłąmod powąchania, od testu papieru- wytartości, grubości, koloru, od oszacowania czy miara i krój czcionki mi odpowiada, a potem przeglądam pobieżnie kilka dialogów wyrwanych z kontekstu. wtedy już wiem na 100% czy książka nadaję się do czytania czy też nie.
-To jakaś diabelska sprawa- sapnął gniewnie brodaty mężczyzna- Ale ja i tak prawdę z was wyciągnę, mam na to sposoby! Czy chcecie, żebym wziął was na tortury? Jesteście kłamcami, albowiem latać mogą tylko ptaki i czarownice!

tyle w temacie.

czwartek, 6 sierpnia 2015

Wczoraj spotkałam dwa duchy z przeszłości. Najpierw koleżankę z liceum. Ah, to była i jest artystka. Szczególnie jeśli idzie o sam kunszt, bo o treści się nie wypowiadam- nie znam ani jej ani koleżanki (już) na tyle żeby czuć się na siłach żeby opiniować. Już w liceum władała pędzlem na poziomie, który nigdy nie będzie mi dostępny. Wtedy jej zazdrościłam, teraz jakoś mi jej z tego powodu żal.. ale nie o tym.  I tak se gadałyśmy i patrzyłyśmy na siebie i słuchałyśmy. Trwało to krótką chwilę, ale jak dla  nie było to dosyć intensywne. Jakieś ploteczki z dawnego świata, wypytywanki o tę, o tamtego. nic się u nas nie zmieniło a zarazem zmieniło się wszystko. i chyba mało wśród nas jest osób, które są szczęśliwe, mimo, że jesteśmy szczęśliwi bardzo. ale dużo smutku w tym wszystkim, ta cała pogoń, ta próba nadrobienia tego, co zepsuli nasi bliscy, co sami rozwaliliśmy, chęć dogonienia rówieśników, którym jakoś się bardziej 'udało', walka z własnymi przyzwyczajeniami, usposobieniami, walka z własną fantazją. walka z byciem wolnym duchem. walka z wiatrem. ze słońcem. walka dla walki i wieczna walka. ciężko jest walczyć każdego dnia i to w każdej sekundzie.
ale ustępując, oddając bagnet równie dobrze można w tej samej sekundzie po prostu rzucić się ze skały. a po co. walczmy, kto wie, może nadejdzie dzień, kiedy będzie jakoś przyjemniej i bardziej bezpiecznie.

no i jeszcze spotkałam mojego pierwszego chłopaka. zupełnie przypadkiem, otoczona przyjaciółmi. ah, cóż za dramat wiekuisty! nawet wygląda tak samo. to ten sam człowiek. jakże życie bywa przewrotne, i kto mi powie, że nie ma kogoś odpowiedzialnego za pisanie tych szalonych scenariuszy podług których funkcjonujemy! ktoś taki jest i to na pewno. śmiesznie było zobaczyć tego człowieka, o brązowych, okrągłych oczach, dla którego kiedyś mogłabym zamordować. dosłownie. i myślałam wtedy, że to na zawsze, że nigdy już nie będzie nikogo innego. to było 10lat temu.. życie zrewidowało moje ówczesne fantazmaty i pokazało mi jak funkcjonuje ten szalony ekosystem. głównie właśnie rozchodzi się o to, że ten system musi być eko, czyli ekonomiczny. w związki wchodzi się z ekonomii, i kiedy te przestają się opłacać- wychodzi się z nich. albo jedna strona wychodzi. ale jak wiemy, wtedy druga ma niewiele do powiedzenia. teraz to nie wchodzi w rachubę, tzn. mordowanie dla niego, ale sama pogawędka dostarczyła mi wiele frajdy. i okazuje się, że ludzie zaczynają wychodzić z domu (jak grzyby po deszczu) kiedy są najbardziej samotni i już naprawdę nie mogą znieść sami siebie. dlatego się spotkaliśmy. i z nią i z nim. ale samotność jak była tak jest, ciekawe... dziękuję Ci Boże za książki. One mnie ratują. Jak zwykle.

I kolejna mądrość Ewuni z cyklu: "już wiem czego dla siebie nie chcę", mianowicie:
nigdy już nie pozwolę żeby ktoś tak do mnie mówił.
i w końcu wiem, czemu mi tak zależało:
bo pierwszy raz pojawił się ktoś przy kim przestałam bać się Takiego Kogoś. i to było przyjemne. ale co przyjemne to się zjada a potem tego nie ma.
na szczęście dalej się nie boję Takiego Kogoś. Teraz boję się kogoś innego, ale już inaczej, bardziej po dorosłemu.
Za dużo.
Tyle słowem podsumowania.
A jeszcze słowem rozciągnięcia:
Przepraszam. Za to, że musieliście mnie taką znosić ostatnio. Niekrótko.
Ale to już się nie powtórzy. Jestem znowu Meluzeną a nie Pustoraczką.

'Praca, szkoła, śmierć, zaraz wpadnę w szał'- a ja nie.
właśnie wcale nie zamierzam.

Piątek, życia początek.

We mnie jest teraz wiele nadziei. Wiele chęci i wiele potrzeb. O emocjach nie wspomnę. Buchają jak ta para, nawet uszami. Ale nie wiem, nie wiem co z tego będzie. Bo okazało się, że te emocje nie są dobre, bo są niechciane. Mam pewne obawy. Że z dniem, kiedy je schowam, szczelnie jak to ja, znowu będzie ten czas, kiedy nie ma nic. W tym stanie jest tak szalenie bezpiecznie, ale ja tam nie chcę. Tam nie było nic. Więc łatwo czuć się bezpiecznie i komfortowo kiedy nie ma się o co dbać i na co uważać. A zapewne tak to już będzie. Póki mam jeszcze te oto emocje to czuję smutek i żal, że nadchodzi znowu czas wypalenia i nicości. Trudno. Lepiej tak, niż łazić i zawodzić jak jakaś nastolatka. Nie mogę w wieku 27lat szlajać się po ulicy i ryczeć, to raczej poważne nie jest. Jestem dorosła, wyć powinnam tylko pod łóżkiem. A  ja nawet nie mam tego "pod łóżkiem". 
Idziemy, hop hop.

i ja jakoś nagle mam ochotę na to oto śniadanie we mgle.


środa, 5 sierpnia 2015

Dobry Boże,
Dlaczego jest tak, że ludzie nie lubią się dogadywać. Chociaż to sprawia taki przejmujący ból? taki, że nie da się oddychać. I jak to właściwie funkcjonuje, że mimo braku oddechu i to nie przez chwilę a przez całe minuty, godziny...- człowiek nadal żyje. Żyje i jakoś nie chce przestać. Chociaż na zdrowy rozum ma dość. I czemu na ten przeklęty zdrowy rozum niby obie strony chcą się dogadać, a im więcej mówią tym gorzej im to wychodzi. Po raz kolejny muszę napisać, że język jednak nie służy do mówienia a do lizania. I nie zmienię już zdania...

https://www.youtube.com/watch?v=ZFsxfucBmcs

to jest piękna, piękna piosenka.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Na niektórych polach człowiek dorośleje, a na innych znowu ma naście lat. i to wszystko jakoś specjalnie się nie zgadza i powoduje rozgardiasz. jak to ma funkcjonować? no można nieźle się pogubić i zagubić. czasami to nawet nie wiadomo już w którą stronę pójść żeby się odnaleźć. bywa, że wydaje się to już niemożliwe. ale wystarczą dobre chęci. i po prostu używanie nóg. bo żeby szukać trzeba chodzić. taka prosta, życiowa prawda.
a to co proste jest najcięższe do zaakceptowania. bo my lubimy skomplikowane.
ble.

https://www.youtube.com/watch?v=I0RpaPan9t4


to już było i nie wróci. bo trzeba się uczyć. do jasnej ciasnej, na własnych błedach!!



poniedziałek, 3 sierpnia 2015

No i co no i pstro. Dziecko, tak jak obiecywało- żyje i ma zamiar tego postanowienia się trzymać. I to twardo. Lubię wstawać rano, lubię słuchać ptaszków, owadów i innych takich, małych ale głośnych. Ale nie krzyczących a nawołujących. Do rozpłodu, no bo jak, inaczej się tego nie da nazwać.
Spotkanie na szczycie, było, trwało. Całkiem przyjemne, odrywająca od znojów dni codziennych inicjatywa. Ciekawe postacie. Nie powiem, że nie. Cierpliwe, ale miejscami nadgorliwe, tego też im nie odejmę. Wolę nie wiedzieć co myślą o mnie. nawet jakbym mogła się tego dowiedzieć w tajemniczy sposób, to jakoś nie chcę. Bo i na co mi ta wiedza. Dla mnie było sympatycznie. To istotne. Tak to zapamiętam. I coś czuję, że jeszcze jakoś tam się spotkamy, gdzieś tam. Niekoniecznie na końcu drogi. Fajnie  i dziękuję. Za obecność, za dużo ciepła, uwagi i wysłuchania.
teraz czas przyszedł żeby się pożegnać, wrócić do struktury zatutyłowanej :normalność i przyszedł też czas, żeby tej normalności wcale się nie bać. Bo uwierzcie, nie ma nic lepszego. ohoho

niedziela, 2 sierpnia 2015

To co się działo i jeszcze chwilę nadal dzieje Tutaj pod względem artystycznym, pozwolę sobie opisać już na miejscu- czyli poza tym miejscem, z poziomu mojego Domu.
Póki co, chciałam jedynie i aż opisać coś, co mnie wczoraj kompletnie wytrąciło z równowagi, a wiem już, że jestem w takim stanie, że każde wytrącenia na drugi dzień daje mi siłę. Emocje są rozbudzone, znowu je mam, mam uczucia, nie do końca jeszcze sobie z nimi radzę i jestem jak ta bomba tykająca, uczę się siebie na nowo, a właściwie poznaję świat uczuć, które we mnie albo były, tyle, że świetnie poukrywane, albo ich nie było, a niedawno się narodziły. I teraz są i rosną we mnie. pęcznieją jak kasza pod czas gotowania, więc albo będę musiała je poskromić, albo utyć do niepoliczalnych wymiarów, albo sama nie wiem już co.

Cały ten wyjazd jest istnym rollercosterem dla mnie. Osoby, które mnie tutaj poznały mają zapewne zupełnie inny obraz mnie niż ludzie, którzy znają mnie od wielu lat. Nie wiem już doprawdy, kto ma bardziej poprawny obraz. Coś mi mówi, że moi nowi znajomi, wiedzą teraz trochę więcej o mnie niż moi najbliżsi... nie ma dnia, żebym wieczorem nie wyła, to już chyba standard. pierwsze dwa razy zszokowały, potem chyba moje teatralne szlochy znudziły załogę. ale we w miarę szacunku pozwalali mi na to, gdzieś tam ewentualnie dybiąc i jakby co- służąc ramieniem, którego nie potrzebowałam aż do wczoraj. Płakałam sobie tylko, godzinami, łaziłam po zielonych terenach i ryczałam. jako ten jeleń na rykowisku.

W ciągu dnia było przewspaniale- śmiechom, żartom, wspólnym posiłkom, rozmowom o sztuce, o życiu, kulturze, związkach- nie było końca. Wszystko to w atmosferze wzajemnej ciekawości siebie i w szacunku. Im późniejsza godzina tym było mi ciężej. Wiemy, że nie jest dla mnie łatwym przebywanie z innymi ludźmi, a tutaj robimy to non stop i to w duży stopniu nad intensywnie, i mimo kilku zwad, które gdzieś tam się pojawiły- nie pozabijaliśmy się. nawet wręcz przeciwnie- polubiliśmy. a ja to polubiłam ich bardzo! wracając:
ale wczoraj ktoś, spoza towarzystwa powiedział ni to w żartach ni nie w żartach o jedno zdanie za dużo. takie, które zawsze mnie raniło. i system poszedł się sypać. po wyjściu gości, których pierw obecność a potem nieobecność wywołała szaloną kłótnię wśród domowników- ja po prostu nie wytrzymałam, to nie jest tak, że w moim świecie za normalne uważam żeby wybiegać pod czas niesmaków i ryczeć lecąc przed siebie.co to to nie, ale to się stało. wybiegłam w środku nocy z domu, jakieś lasy, trele morele, nawet Bogdan, który nie zwykł okazywać emocji- jako, że jedyny za mną poszedł- szturchnął mnie w ramach pocieszenia nosem pod pachę. a potem mnie olał. i dobrze.
i gdzieś tam siedziałam i szlochałam. nawet przez myśl mi nie przeszło, że może stać mi się krzywda. uważam, że jest taki specyficzny stan, w którym może znaleźć się człowiek, który wyraźnie daje otoczeniu znać: "nie podchodź!" i to rzeczywiście, wyśmienicie funkcjonuje.

nie wiem ile tak siedziałam i szczerze cierpiałam, kiedy doszły do mnie dwa fakty:
- to już całkiem długo tak siedzę.
- nikt po mnie nie wyszedł.

i następna dwa fakty:
-i nikt już raczej po  mnie nie wyjdzie.
-czułam się dokładnie tak, jak robiłam to jako dziecko- wybiegałam z domu, chowałam się za ogrodzeniem, w złości, smutku, i liczyłam, że ktoś po mnie wyjdzie i poprosi żebym wróciła. powie też, że po prostu tęsknił, i że mnie brak. nie zdarzyło się to nigdy. nigdy nikt po mnie nie wyszedł. najgorzej było później wrócić do domu z podkulonym wyimaginowanym ogonkiem, w tym wielkim poczuciu wstydu, że nikt nie zauważył, że cię nie ma, mimo, że w twoim postrzeganiu świata nie było cię tydzień (w świecie realnym pewnie z pół godziny, ale wiemy jak funkcjonują dzieci i jak obliczają czas, szczególnie ten im się dłużący)

od blisko 20stu lat nie praktykowałam zwyczaju ucieczki, aż do wczoraj. i nie był to zamierzony akt udowadniania Komuś-Czegoś. Ja uciekłam, w rzeczy samej. Bo inaczej może i polałaby się krew. Ale już przekraczając próg domu wiedziałam, że postąpiłam o krok za daleko, że ciężko będzie mi się wycofać z tej sytuacji. Że to już jest naprawdę nieciekawe położenie, na które skazałam się trochę sama, trochę sytuacja mnie w to wepchnęła, a trochę może sama temperatura powietrza. Ale krok został wykonany. PAC. Jestem na zewnątrz a nie w środku, jest noc, to jest las, a ja jestem zła, zła i właściwie to okropnie, szalenie smutna.

naszedł mnie ogromny wstyd. jak tu teraz wrócić, żeby wyjść z twarzą? a może nie wracać wcale? i co, mrówki mnie zjedzą? a może pójdę pieszo do Poznania? wiedziałam, że nie chcę już tam siedzieć, że to wszystko trochę głupio się potoczyło, że wszyscy zawiniliśmy a może nikt, że nie umiem jeszcze panować nad swoimi emocjami, i co teraz, i co teraz...

I wtedy, kiedy moje wewnętrzne, samotne dziecko zaczęło rozmyślać jak podejść do tematu w miarę logicznie, żeby to wszystko miało sens,
usłyszałam, że mnie szukają. kilka długich minut zastanawiałam się, czy mój mózg nie płata mi figla i nie oszukuje mnie, że jestem szukana. bo tak bardzo marzyłam o tym żeby ktoś okazał mi zainteresowanie, że mogłam przekłamać sytuację.
marzyłam o tym żeby zostać znaleziona.
ale nie.
EWOOO
EWOOO
i przyszli. po prostu. zabrali mnie. i to nie było z łaski czy ze śmiechem. bali się o mnie i chcieli żebym wróciła. a ja wróciłam i nie czułam się niekomfortowo.
wracając:
znowu jestem dzieckiem. a  może po raz pierwszy w życiu, tak naprawdę.
i dobrze mi z tym.
i lubię płakać, już nie wstydzę się łez. one mi pomagają.
z pozoru można pomyśleć, że zaraz mnie zabiją, zaleją mi wnęrze i utopię się sama w sobie, i mimo, że budzę się z podkrążonymi, czerwonymi oczami,
to
te łzy ratują mi życie.
bo ja wypłakuję toksyny.


Archiwum bloga