poniedziałek, 26 maja 2014

lala banana

Od dzisiaj czas zacząć się za siebie. Do pracy mam zamiar przynajmniej ze dwa razy w ciągu tygodnia przyjeżdżać rowerem, dodatkowo raz na tydzień obowiązkowo bieg po Parku Sołackim.
Nie jest źle, ale bywało lepiej i co najważniejsze- będzie lepiej :)
Jestem pełna pozytywnych myśli, które wypływają mi nawet uszami.
Trzeba szanować to co się dostało od losu i sprawić, żeby było na najwyższym możliwym dla nas do osiągnięcia poziomie. Nie można zaniedbywać tego co się dostało w prezencie, bo to niesprawiedliwe względem tych, którym się tak nie poszczęściło.
Mam też zamiar zacząć w końcu (po dłuższej...) przerwie tworzyć i na nowo pochłaniać książki.
Nadeszły dni powrotu do dawnej mnie. Tej, którą kochałam. Porzucam wydmuszkę, która tylko się pode mnie podszywała i mam zamiar na nowo wypełnić te puste, popękane skorupki mną.
Po prostu.
Trochę przede mną, ale to co mnie czeka to czysta przyjemność.


W sobotę mam chęć na grilla. Czas coś zorganizować!

Polecam funpaga:
https://www.facebook.com/bilety24

weekendowoowo

Weekend minął pod znakiem przyjemności i lenistwa.
Coś wspaniałego.
Nigdzie nie wysypiam się tak głęboko jak w moim rodzimym domu. Nigdzie noce nie są tak ciemne i tak gwieździste. Nigdzie wiatr nie pachnie tak pięknie, a słońce nie świeci tak przyjemnie- delikatnie lecz stanowczo. Nigdzie też psy nie szczekają równie donośnie i godnie, a koguty nie prężą z równą dumą (nie)wątłych klatek piersiowych.
Po prostu jest najlepiej. I wcale nie piszę tego ze względu na to, że to "moje" miejsce. Jestem 100% obiektywna i przedstawiam Wam szczerą prawdę.
Prawdę i tylko prawdę.
:)
Zachęcam do lubienia:
https://www.facebook.com/bilety24
Masa darmowych wejściówek na koncerty, do teatru, opery, kina... i innych :)

niedziela, 25 maja 2014

Złotek i Chwytek.

Nazwijcie mnie "wieśniarą", wcale nie odczytam tego jako negatyw.
Kocham wieś. Urodziłam się w mieście, lwią część życia spędziłam w mieście (gdzie obecnie żyję), ale wychowałam się na wsi i spędziłam tutaj czas aż do nastoletnich lat.
Czyli najważniejszy, najistotniejszy dla mnie okres spędziłam wśród krów i kur.
Swego czasu przezywanie kogoś "wieśniakiem" miało mocno zaboleć i być nieprzyjemne. Mnie nigdy to nie dotykało, wręcz przeciwnie. Jako, że nie do końca należę zdaniem wsi do wsi (nie urodziłam się tutaj, moi rodzice i dziadkowie także nie, nie jestem integralną częścią społeczności. Do tego wyjechałam, obecnie żyję gdzie indziej, sąsiedzi nie widzą mnie każdego dnia- a żeby być członkiem wsi- sąsiedzi muszą Cię widzieć przynajmniej raz dziennie w sklepie), w związku z tym od zawsze takie określenia uznawałam wręcz za pozytywy- za dobitne podkreślenie tego, że jednak jestem stąd, że zostałam zaakceptowana.
Chcąc sprawić mi przykrość, w taki sposób można co najwyżej uzyskać efekt odwrotny.
Kocham tryb życia prowadzony na wsi.
To, że godziny się nie liczą. Trzeba coś zrobić to trzeba- robi się to, nikt nie stoi nad Tobą z batem i nie mówi, że masz na to kwadrans, potem konferencja, potem siedem minut na kawę i znowu przed biurko marsz! Oczywiście nie odczytuję życia wsi jako sielanki i nic-nie-robienia. Myli się ten kto uważa, że tutaj ludzie jedynie się obijają i piją. Życie tutaj wiążę się z ciężką pracą fizyczną, która moim zdaniem- uszlachetnia, z wiecznym budowaniem swojej pozycji wśród mieszkańców (swego rodzaju kasty), z kombinowaniem co wrzucić do garnka (uczy logicznego myślenia i planowania) i z wieloma innymi sprawami, które nakładając się na siebie tworzą bardzo skomplikowanego i ciężkiego do ogarnięcia Stwora.
Każdy wszystko wie o każdym ale ta wiedza nikogo nie obchodzi. Mimo wszystko, tolerancja jest tutaj na wysokim poziomie, ludzie mają swoje troski i to czy na kogoś popsioczą czy nie, nie sprawia, że nie akceptują danej osoby.
Żeby kogoś akceptować trzeba go znać. Mnie tutaj ludzie (niestety) nie znają, nie daję im ku temu możliwości (nie ma mnie na stałe, jestem "wakacyjno- weekendowo") i ja to doskonale rozumiem, to biologia.
Chciałabym móc dać im szansę na poznanie mnie. Chciałabym tutaj żyć, wśród nich. Nie bardzo jednak wiem, jak miałoby wyglądać wówczas moje życie. Chodzi mi o takie "błahe" sprawy jak np. praca.
Muszę się nad tym wszystkim poważnie zastanowić. Szukam złotego środka.
Gdzie, od razu zaznaczam- codzienne wyjazdy do i z Poznania są niemożliwe. Nie po to mi potrzebna wieś żeby codziennie bywać w mieście.

Mój zabawny rysuneczek-dupeczek.


piątek, 23 maja 2014

Oko za oko.

Mam dość osób, które nie patrzą we mnie tylko na mnie. Podobam się im więc kradną moje mięśnie, kości, krew i skórę i owlekają moimi narządami swoje idealne partnerki, swoje mrzonki.
Robią ze mnie kogoś kim nie jestem. Wsadzają w moje usta słowa, których nigdy nie wypowiedziałam, dodają mi skillsy, których nie posiadam, a te którymi się chełpię- chowają pod dywan sprzed swoich oczu.
Operują mną jak chcą i bez zgody robią ze mnie bezwolnego avatara. Tak bardzo chcą żebym była osobą, którą sobie wymyślili i której od zawsze pragnęli, że w ogóle nie zwracają uwagi na to jaka jestem naprawdę.
A jestem postacią wyrazistą i charakterną. Nie kryję się ze swoimi poglądami. Wystarczy zapytać żeby usłyszeć odpowiedź. Ale ludzie boją się pytać, boją się, że moja odpowiedź będzie zgoła daleka od tej jakiej oczekują. Tworzą fantoma. Dokonują gwałtu na moim ciele, na mnie, bo inaczej nie da się tego opisać. Mordują przed sobą prawdziwą mnie, a w moje ciało wsadzają swoją imaginację ich zdaniem idealnej mnie (idealnej dla nich, a dla każdego inną).
Nie jestem osobą bezwolną. Mam mocny charakter. Twardo stąpam po ziemi, jestem silnym osobnikiem, zdrowym, nie tchórzliwym, roztropnym. Przeżyłabym na bezludnej wyspie, zbudowałabym tratwę gdybym musiała żeby z niej uciec. O ile chciałabym uciec.
Więc czemu spotyka mnie kradzież mojego ciała aż tak często?
Przekleństwo oczu. Coraz więcej mam im do zarzucenia. Dają równie wiele co zabierają.

czwartek, 22 maja 2014

mhmhmh

Wpadłam w wir, albo inne bagno, a on/ono niezależnie od nazwy jakie nosi- pochłania mnie coraz głębiej i głębiej.
Jeszcze niedawno wystarczył podskok żeby móc zerknąć poza strefę Wciągu. Potem musiałam już chwytać na oślep wszystko co było twardsze i mocniejsze i dawało mi możliwość wychylenia się poza jego głębie. Teraz już nie pomagają mi ani podskoki ani szarpnięcia ani rozrywania. Czuję jeszcze w oddali zapach świeżego powietrza jak się dobrze zakręcę i ustawię twarz pod odpowiednim kontem, ale nie mam pewności czy przypadkiem nie jest to już echo, wspomnienie Tego Zapachu. Marzenia o nim. Boję się, że zagłębię się tak intensywnie, że nie będę już miała szansy wyjścia do świata.
Nie mam czym oddychać.  Topie się.
To nie jestem ja. Pamiętam siebie inną, i tą inną siebie lubiłam bardziej. A nawet ją kochałam. Obecnie siebie nie kocham i nie lubię. Mam siebie dość. Gardzę sobą. Zmieniam się w kogoś kim nigdy nie chciałam być i mimo, że zdaję sobie z tego sprawę, mimo że od początku miałam szansę odwrócić się i uciec- nie zrobiłam tego. Postawiłam na znane wszystkim oczywiste karty, które jakoby miały mi zagwarantować spokój i stabilizacje. Nie zrobiły tego. A nawet gdyby rzeczywiście mogłyby to zrobić: po pierwsze nie chciałabym tego, po drugie: czy spokój i stabilizacja to coś tak wspaniałego żeby zatracać dla nich siebie?
Gdzie ja jestem?
Kim jestem?
Zaczynam się bać, że nigdzie i nikim.

wtorek, 20 maja 2014

miłego wtorku

Życie jest piękne i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej.
Chociaż czasem jest ciężko a nawet jeszcze ciężej- całość wygląda bardzo dobrze i promiennie.
Dobrze jest móc się budzić każdego ranka (a co, nawet o 6stej rano!) i mieć możliwość wyjścia na dwór, zaczerpnięcia świeżego powietrza, posłuchania śpiewu ptaków, które się przed nami chowają (niestety dla nas, ale nie dziwota!)
Życie Panie. To to czego mi trzeba. I nam wszystkim.
Miłego wtorku!

niedziela, 18 maja 2014

Nie dla psa kiełbasa.

Niektórzy mają nasrane w głowach.
Wmawiają sobie, że dostali obietnice (które tymczasem nigdy nie padły) i kurczowo trzymają się tych swoich malutkich, klejących założeń.
Wymagają później od Źródeł rzekomych obietnic dotrzymania ich i trzymania się warunków, które nigdy nie zostały przedstawione i zaakceptowane przez rzekome Źródło, które zazwyczaj do późnego etapu nie ma pojęcia, że druga strona w ogóle czegoś od niego oczekuje i już od jakiegoś czasu żyje w przekonaniu, że to oczekiwanie zostanie spełnione.
 Przy kontakcie z rzeczywistością i uświadomieniu sobie, że wszystko od początku do końca było owocem ich chorej wyobraźni- zamiast przeprosić i schować ogon pod siebie na domiar złego wojują i bywają wredni.
Boję się ludzi, którzy zachowują się roszczeniowo w stosunku do innych, szczególnie do swoich Źródełek. Wymagają, obrażają się, żądają, gnębią, nie dają spokoju. Są gorsi niż kawałek gówna przyczepiony do psiego tyłka.
Czemu tyle osób traktuje mnie jako swoje Źródełko? Dajcie mi wszyscy święty spokój.
Żyję sobie, spokojnie. Chodzę- bo mam dwie zdrowe nogi, śmieję się- bo mam pełne uzębienie i wrodzone poczucie humoru, zerkam- bo mam oczy i dodatkowo umiejętność PATRZENIA (skądinąd rzadkość dzisiaj).
Jestem i będę jak długo mi się uda, lubię ludzi ale zaczynam mieć dość tych, którzy CZEGOŚ ode mnie chcą.
Mam w sobie miłość, ale nie dla wszystkich.