środa, 8 kwietnia 2015

Myślałam,że umrę. I nadal się tego boję. Już nie bardzo, ale mocniej niż trochę.

Wczoraj zapomniałam jak się oddycha, moje serce przestało bić. Na kilka dobrych godzin. Ktoś powie- to niemożliwe! A jednak możliwe. Naprawdę.

Teraz się zastanawiam: czy zacznę nowe życie kiedy już dokończę ostatecznie to, czy nie czeka na mnie już nic?: Po prostu wyzionę ducha, przed 30stymi urodzinami i nie zostanie po mnie nic oprócz żalu najbliższych. I nie żalu o mnie a do mnie.

Chcę żyć, tak na zdrowy rozum, ale wiem, że wielu przede mną chciało i nie każdemu się udało. Już dawno zrozumiałam, że nikt z nas nie jest wyjątkowy. Z moich ust nigdy nie padną słowa: ":dlaczego ja?". Zrozumiem, jeżeli mi się nie uda. Walczę, ale wiem jak jest. Ta walka nie jest też do końca szczera i uczciwa. Na polu bitwy zostałam całkiem sama. Chociaż "zostałam", sugeruje, że wcześniej walczyłam z kimś. Nie. Ja zawsze byłam i będę sama. To żenująco smutne ale tak jest i już, nie ma co krzyczeć o miłość i pomocną dłoń. Jeszcze nie spotkałam osoby, która potrafiłaby i chciałaby mi pomóc. W czymkolwiek. Nie wiem z czego to wynika. Mam kilka pomysłów, ale nie chce mi się nad nimi rozwodzić. Bo ostatecznie i tak wychodzi na jedno: walczę nieuczciwie sama i to ze sobą. A przydałaby mi się pomoc. Bardzo.
Cóż, jest jak jest, smutki wsadzam do dziurawej kieszeni i próbuję wstać.

Archiwum bloga